|
Na przygotowujące się uroczystości grunwaldzkie postanowili hakatyści odpowiedzieć kontr-manifestacyą: wystąpili z projektem solennego obchodu przypadającej na dzień 3 maja dwusetnej pięćdziesiątej rocznicy zawarcia pokoju w Oliwie (1660), w którym, oprócz innych strat, Polska, zatwierdzając traktat welawsko-bydgoski, zwolniła ostatecznie elektora brandenburskiego, Fryderyka Wilhelma, i jego następców od obowiązku składania sobie hołdu z Prus książęcych.
Wielki obchód tego pamiętnego faktu, który stał się początkiem przyszłej potęgi Prus i Hohenzollernów, miał skoncentrować się w Oliwie. Miejscowi hakatyści zamierzali zaprosić na ten dzień cesarza i następcę tronu, oraz wszystkich dygnitarzy prowincyi zachodnio-pruskiej. Zamiar ten spełzł atoli na niczem, albowiem Rada gminna, ku niezmiernemu oburzeniu hakaty, nie chciała wyznaczyć 8,000 marek, potrzebnych na wyekwipowanie „historycznego pochodu“. Ponieważ także - z Berlina nadeszła zasmucająca wiadomość, że dwór oficyalnie nie weźmie udziału w tej uroczystości, zredukowano ją do skromniejszych rozmiarów, a koszta pokryte być mają ze składek publicznych.
Bądź co bądź, kontr-manifestacya pruska odbędzie się. Znając codzienne usposobienie naszych współobywateli niemieckich, możemy sobie łatwo wyobrazić, jak wyglądać będzie nastrój - „świąteczny“. Tryumfujące buta pruska da nam odczuć w całej pełni, kto dziś jest panem w tej ziemi, która tyle wieków kwitła pod łaskawemi skrzydłami polskiej Rzeczypospolitej. Nie zabraknie jednak z pewnością i rozdźwięków.
Dla prusactwa dzisiejszego niema nic bardziej drażniącego, jak wspomnienie przeszłości naszego Pomorza. A w Oliwie właśnie spotka się ono z temi wspomnieniami na każdym kroku. Wszystko bowiem, co w tym uroczym „Luftkurorcie“ bogatego patrycyatu gdańskiego nosi na sobie cechę starości, co wieki ubiegłe przypomina, jest polskiego pochodzenia. Na ulicach Oliwy rozlega się język niemiecki. Z rzadka tylko, wśród ludzi prostych, dolatuje dźwięk mowy polskiej. Nieskończona girlanda will okazałych, tonących wśród zieleni, gdzie gdański kupiec szuka wytchnienia i ucieczki od gwaru życia miejskiego, wytworne hotele i pensyonaty, modne magazyny sklepowe, - to wszystko „stan posiadania" obecnych panów tego kraju. Lecz zwróćmy się tylko od tej dzisiejszej, mieszczańskiej okazałości do majestatu dnia wczorajszego, do pamiątek i zabytków dziejowych Oliwy, a owionie nas atmosfera najczystszej polszczyzny.
Sfałszowany „zamek królewski“ w Oliwie, w którym rezyduje król pruski podczas każdorazowego pobytu w Gdańsku, to wszak nic innego, jak prastary nasz oliwski klasztor cystersów, mianowicie mieszkanie opatów. Otacza go jeden z najwspanialszych ogrodów, jakie można widzieć na świecie, imponujący już rozmiarami swemi, pełen przepysznych szpalerów starych drzew, pełen zaułków romantycznych, urozmaicony malowniczo stawami, ożywiony strumieniem, którego wodospady huczą ogłuszająco wśród ciszy tej opustoszałej siedziby mniszej. Ten park wspaniały to dzieło ostatniego opata oliwskiego z czasów Rzeczypospolitej, Jacka Rybińskiego.
Polskie pamiątki otaczają nas zewsząd, gdy zwiedzamy zabudowania klasztorne, prześliczne, imponujące krużganki, stary refektarz. Wszystkie napisy odnoszą się do czasów polskich. W refektarzu galerya portretów opackich, - od epoki Jagiellońskiej począwszy sami polacy. Z uczuciem smutku oglądamy przechowywany do tej pory historyczny stół, na którym posłowie Jana Kazimierza podpisali traktat pokojowy oliwski, w którym Rzeczpospolita traciła Inflanty na rzecz Szwecyi i zwalniała od hołdu zdradzieckiego lennika pruskiego.
Ale z największem wzruszeniem przekraczamy progi klasztornego kościoła. Wydaje się, że jesteśmy w Krakowie -taka fala polszczyzny opływa mury tej świątyni. U wejścia już, na zewnętrznej ścianie, wita nas napis pochwalny ku czci polskiego pana, dobroczyńcy kościoła. Wewnątrz, na ścianach, na licznych nagrobkach opatów i senatorów, widnieją same tylko niemal polskie nazwiska. Cała historya ziemi pomorskiej wypisana na murach tego prastarego domu bożego. Tu znajdują się groby książąt pomorskich, Swiętopełka i Mestwina, którzy heroicznie walczyli z krzyżackim gadem“ wtedy, gdy nieopatrzna Polska obsypywała go łaskami i pozwalała mu urastać w siły. Na ścianach prezbyteryum widzimy portrety dobroczyńców kościoła, a są nimi wyłącznie nasi władcy i monarchowie, szereg książąt pomorskich i królowie: Przemysław, Zygmunt August, Stefan Batory. W kościele spoczywają zwłoki historyka polskiego, kronikarza przesławnych czasów Batorego, Heidenszteina.
Zewsząd woła wielkim głosem hojna łaskawość i chwała oręża naszych ojców. Nad wejściem do kościoła wznoszą się słynne organy oliwskie, uchodzące za najpiękniejsze i największe na świecie. I one są pozostałością polskich czasów.
Te nieme świadki przeszłości, których nie podobna wyminąć, nie chcąc zamknąć narodowego „święta“ w murach piwiarni, zamącą zapewne idyllę hakatystycznego obchodu. Trudno będzie mówić o dobrodziejstwach kultury niemieckiej w tej Oliwie, w której każdy kamień omszały mówi o polskim wpływie cywilizacyjnym, a. klasztor, wzniesiony ręką polsko-pomorskiego władcy, księcia Sambora, szczyci się ośmiu przeszło wiekami istnienia. Przeszłość ta powinnaby upojonemu świeżem powodzeniem nowoczesnemu krzyżactwu powiedzieć coś o zmienności losów ludzkich. Czyż krwawa rozprawa grunwaldzka, na której zamierzone uczczenie ma hakata odpowiedzieć obchodem w Oliwie, nie była poprzedzona takiem samem wezbraniem pychy niemieckiej, jakie dziś widzimy?
Gdańsk. Mestwin.
| |