Start  ›  Biblioteczka Oliwska  ›  Legendy i ciekawe historie  ›  Kamienny chleb  ›

Lucjan Hipolit Siemieński, "Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie", Poznań 1845, str. 74.

71. Chléb kamienny w Oliwie


     Jest klasztor nad morzem od Gdańska o milę, zakonu Cisterskiego Oliwa rzeczony; w tym to kościele między wielu ozdobami znajduje się na stronie prawéj za szkłem bułka chleba w kamień obrócona, a to z téj przyczyny: Roku pańskiego 1217., gdy około Gdańska wielki głód ludzi trapił, pobożny opat oliwski kazał ustawicznie piéc chléb i zgłodniałym ludziom rozdawać. Trafiło się, że jeden z ubogich wziął bułkę chleba i wyszedłszy z klasztoru, wrócił się potém i skłamawszy, że dopiero pierwszy raz przyszedł, dostał drugą.
     Aż gdy powraca do Gdańska, zaszła mu poważna bardzo matrona, piastująca na ręku śliczne dzieciątko, która go prosiła, aby jéj na posiłek użyczył chleba. Rzekł ów: ja sam niemam chleba! — Rzecze mu owa matrona: a to masz za pazuchą bułkę; — on na to: to kamień, nie chléb; — a to mówiąc palcem go tykał. Więc ona rzekła: N i e c h ż e  b ę d z i e  k a m i e ń. I natychmiast zniknęła. Postąpiwszy ów kłamca i nieużyty człowiek o staj kilka, wyjął owę bułkę, aż obaczy, że kamień, a w nim znak palca jego, zaczém struchlały i skruszony, a oświécony od Boga, co to była za matrona, wrócił się do klasztoru oliwskiego, winę kłamstwa swego wyznał i rzecz całą opowiedział; na któréj pamiątkę chléb ten chowają.




"Dzwonek. Pismo dla ludu", Tom VII, Lwów 11. sierpnia 1862, str. 65-67.

Chleb kamienny w Oliwie.


     Kto nie słyszał o wielkiem i bogatem mieście Gdańsku, które znajduje się nad morzem bałtyckiem, a od niepamiętnych czasów należało do królestwa polskiego? A toć każdy o niem zasłyszał, bo do Gdańska od wieków z całej Polski pszenicę galarami spławiają flisacy, a byle zamożniejszy gospodarz, to niemało pieniędzy wywiózł z tego miasta za zboże. Przeto każdy prawie słyszał o Gdańsku, i umiałby o nim niejedno rozpowiedzieć; ale czy zna z was kto historję o cudownym clilebie kamiennym w Oliwie, który się tam znajduje na naukę miłosierdzia ludzkiego? A iż to jest przykład dziwny i cudowny, więc posłuchajcie o nim historji.
     O milę od Gdańska, także nad morzem, jest klasztor zakonu cysterskiego, a ten zwie się Oliwa. Otoż w kościele tego klasztoru, po prawej stronie, jest za szkłem bułka chleba. którą cud Boski w kamień obrócił z tej przyczyny.
     Będzie temu lat blisko sześć setek i pół, bo działo się to jeszcze roku pańskiego 1217, kiedy w około Gdańska okrutny głód nastał. Biedni ludziska padali jak muchy, i wszędy było srodze wielkie nieszczęście z głodu. Naonczas rządził w klasztorze oliwskim pewien zacny i miłosierny opat, który nakazał ustawicznie chleb piec i ludziom biednym rozdawać. Owoż siła ludu nachodziło do klasztoru, a każdy dostał jedną bułkę chleba, aby przez dzień miał czem żyć, zaś na drugi dzień znowu mógł dostać. Trafiło się razu jednego, że ubogi pewien wziął bułkę chleba i wyszedł z klasztoru; zaś wnet nazad powrócił i jął kłamać, że jeszcze nic nie dostał, aż mu drugą bułkę dano. Potem nazad szedł do domu do Gdańska. Na drodze spotkała go niewiasta pewna z dzieckiem na ręku, i prosiła, iżby jej dał kawał chleba na pożywienie. Rzecze człowiek ów:
     — J a sam nie mam chleba, jakże ci dać mogę?
     Powie mu na to niewiasta:
     — A toć masz za pazuchą bułkę chleba.
     Na to rzeknie ów człowiek, dotykając palcem chleba:
     — Taćto kamień a nie chleb.
     — Niechże będzie kamieniem — powie ona niewiasta, i zniknęła natychmiast.
     Przeląkł się chudzina strasznie, sięgnie po chleb, a tu zamiast niego znajduje kamień takiej wielkości jak był chleb, a w niem został nawet znak palca, którym go dotknął. Więc jeszcze więcej przestraszył się ów kłamca i nieużyty człowiek, bo poznał że to cud Boży na jego ukaranie. Przeto nawrócił czemprędzej do klasztoru, i przyznał się przed xiędzem Opatem do całej winy, i rzecz całą rozpowiedział dokładnie. Więc na pamiątkę tego cudu, i na naukę ludziom jak mają być miłosiernymi, chowają xięźa po dziśdzień ów chleb w klasztorze, i każdy go tam zobaczyć może.
     Zaś ztąd jawna jest nauka, iż każdy powinien znać miłosierdzie dla biedniejszego, i wedle przykazania Bożego ostatnim kęsem chleba ma się z głodnym podzielić. Inaczej chleb wszelki i dostatek wszelki będzie mu kamieniem, i jako kamień ciężki będzie jego grzech, iż miłosierdzia nie zna. Zaś powiedział sam pan Jezus, iż cokolwiek dobrego uczyni człek dla bliźniego i biednego, to mu będzie nagrodzonem stokrotnie; co zaś nie zechce uczynić dla złego serca, za to będzie pokaran na sądzie Bożym. Od jakiego pokarania racz nas Boże wybawić.




Adam Gorczyński (1805-1876 - pseudonim Jadam z Zatora), wiersze opublikowane w l. 60. XIX w.
"Legendy, podania i obrazki historyczne", Warszawa 1918, str. 25-27:

                     Chleb.

Kazimierz panował, ze szczepu Piasta
       Ostatni potomek męski,
Gdy padła klęska na wioski, miasta,
       Nad wszystkie straszniejsza klęski.
Bo ziemia, latem zwędzona parnem,
       Z długiego słabła pragnienia,
Nie wypłaciła jesieni ziarnem
       Wzięte na wiosnę nasienia.
Pierwszym to było w kraju przykładem,
       Że Polak, co z łaski Nieba
Chlebem się dzielił z swoim sąsiadem,
       Dzisiaj umierał bez chleba.
Wtenczas król chłopków swemu ludowi
       Królewskie śpichrze otworzył;
Lud błogosławił temu królowi,
       Którego ziarnem on ożył.
Kiedy się bliżsi do króla garną,
       On, widząc powszechną nędzę,
Gdzie nie mógł swoje dorzucić ziarno,
       Tam on posyłał pieniądze.
Ale kraina rozległą była,
       Wisły przepasana wstążką:
Czołem się w wodach Bałtyku myła,
       Stopę oparłszy o Śląsko.
A tak powszechny był niedostatek,
       I wszędzie równe potrzeby,
Że nie do wszystkich dojść mogły chatek
       Pańskie pieniądze, ni chleby.
W onym to roku powszechnej nędzy,
       Gdy z głodu naród umierał,
Był panek; zdzierstwem mnogo pieniędzy
       I ziarna mnogo nazbierał.
I choć zamożny z łońskiego[zeszłorocznego] zbioru,
       W kmiecą siermięgę się przebrał;
Do Oliwskiego chadzał klasztoru,
       Nędzę udawał i żebrał.
Razu jednego, gdy wracał z miasta,
       Chleb niosąc w zawoju szaty,
Z dzieciątkiem w ręku stara niewiasta
       Z przydrożnej wybiegła chaty.
I woła: — „Ratuj! jam z głodu chora,
       Pan Bóg ci będzie odpłatą:
Ty wracasz z miasta, niesiesz z klasztora
       Chleba bochenek pod szatą.
Podziel się chlebem, posil niebogę,
       Jeżeli serce masz człeka!
Ja stara jestem, ranną mam nogę,
       Droga do miasta daleka“.
„Babo! — rzekł panek — pokój daj święty
       I nie zatrzymuj mię w drodze“.
I znów litością niby przejęty,
       Dodał: „Zawiodłaś się srodze:
Nie chleb ja niosę, lecz kamień prosty,
       U nas bo kamień jest rzadki,
A mam na rzece budować mosty,
       Co płynie wedle mej chatki!“
Na to niewiasta: — „Człeku, tyś skłamał,
       Bo chleb ty niesiesz, nie kamień;
Lecz chleb, któregoś ze mną nie złamał,
       Boże! w kamienie Ty zamień!“
Ledwie to rzekła, panek postrzega,
       Że chleba bochen ociężał;
Ciężarem swoim ramię przylega,
       Na twardy kamień bo stężał.
Otruchlał, czołem na ziemię padł,
       Inne prowadził już życie:
Za wszystkie chleby, co głodnym skradł,
       Odpłacił głodnym obficie.
Dotąd w Oliwie, w klasztornym ganku,
       Wisi ten kamień na ścianie;
I głośna powieść o skąpym panku
       I chleba w kamień przemianie.




Konstanty Damrot (pseudonim Czesław Lubiński), "Szkice z ziemi i historyi Prus Królewskich. Listy z podróży odbytej przez Czesława Lubińskiego", Gdańsk 1886, str. 134-135:

       Naprzeciw wejścia pobocznego do kościoła z kurytarza klasztornego znajduje się w jednym filarze mała framuga, dziś próźna, w któréj dawniéj pokazywano chleb skamieniały wedle legendy powtórzonéj prozą przez Bronisławę Kamińską [Zofia Węgierska (1822-1869), "Legędy historyczne", Poznań 1852], a wierszem przez Adama Górczyńskiego, otóż przytaczam ją, nie wiedząc cz ją znasz.
       "Jest klasztór nad morzem o milę od Gdańska, zakonu cysterskiego, Oliwa rzeczony; w tym to kościele, między wielu ozdobami znajduje się na stronie prawéj za skrzydłem bułka chleba w kamień obrócona. A to z téj przyczyny: roku Pańskiego 1228 (1217), gdy około Gdańska wielki głód ludzi trapił, pobożny opat oliwski kazał ustawicznie piec chleb i zgłodniałym ludziom rozdawać. Trafiło się, że jeden z ubogich wziął bułkę chleba i wyszedłszy z klasztoru, wrócił się potém i skłamawszy, że dopiero pierwszy raz przyszedł, dostał drugą. Aż gdy powraca do Gdańska, zaszła mu drogę poważna bardzo matrona, piastująca na ręku śliczne dzieciątko, która go prosiła, aby jéj na posiłek użyczył chleba. Rzekł ów: "Ja sam nie mam chleba!" Rzecze mu owa matrona: "A toć masz za pazuchą bułkę;" on na to: "to kamień, nie chleb;" a to mówiąc palcem go dotykał. Więc ona rzekła: "Niechże będzie kamień!" I natychmiast zniknęła. Postąpiwszy ów kłamca i nieużyty człowiek o staj kilka, wyjął ową bułkę, aż obaczy, że kamień, a w nim znak palca jego; zaczém struchlany i skruszony a oświecony od Boga, co to była za matrona, wrócił się do klasztoru oliwskiego, winę kłamstwa swojego wyznał i rzecz całą opowiedział; na którą to pamiątkę chleb ten chowają."
       Atoli nie tylko skamieniały niby chleb, ale nawet pamięć o tém zginęły zupełnie w miejscu swém, kiedy nawet oprowadzający nas zakrystyan nie wiedział nic o jedném i drugiém, i dopiero przez nasze pytania a raczéj nasze opowiadanie uzupełnił swoje wiadomości kronikarskie o ten szczegół, którym odtąd nie omieszka zapewne raczyć nowych przybyszów. Próżne zaś miejsce jest ozdobione następującym napisem w języku łacińskim i niemieckim, z których pierwszy brzmi:
Sea et considera mirabilia Dei.
                                 Job. 37.
M. ducentesimo bis IXV post tempora Christi
Tempora sunt cara; mors undique regnat amara;
Bladi pro marca modius mercotur ab arca
Hie lapis effieitur tumc, qui de pane videtur.




"Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych Krajów Słowiańskich" pod redakcją Bronisława Chlebowskiego i Władysława Walewskiego. Materiały zgromadził Filip Sulimierski, Warszawa 1886, str. 803:

Naprzeciw wejścia pobocznego do kościoła z korytarza klasztornego znajduje się w jednym filarze mała framuga, dziś próżna, w której dawniej pokazywano chleb skamieniały wedle znanej powszechnie legendy, obrobionej prozą przez Bronisławę Kamińską [Zofia Węgierska (1822-1869), "Legędy historyczne", Poznań 1852] a wierszem przez Adama Górczyńskiego.




"Przewidnik po Gdańsku". Gdańska Macierz Szkolna, Warszawa 1939, str. 66:

Opuszczając prezbiterium udajemy się do południowej bocznej nawy, gdzie przy jednym filarze znaj­duje się tablica pamiątkowa, przypominająca legendę o skamie­niałym chlebie.




Józef Ceynowa, "Dobro Zwycięża, Legendy z Kaszub i Pomorza", Gdańsk 1985, str. 116.


Książkę wydało Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Zarząd Główny w Gdańsku mające swoją siedzibę w latach 1956-1957 w Oliwie w domu przy ulicy Grunwaldzkiej 516.


BOCHEN  CHLEBA  W  KAMIEŃ  ZAMIENIONY



   W którymś roku głód tak rozczapierzył swoje gniotące łapy nad naszą Pomorską, że ludzie rozpaczali i opadali z sił. Musiał im pomagać bogaty i zasobny klasztor oliwski. Otworzył on spichrze i komory, by wesprzeć najbardziej potrzebujących. Ciągnęli więc ludziska, z bliska i z daleka, do Oliwy, by choć trochę się poratować, dostać trochę zboża, mąki czy chleba.
   Był między nimi dość majętny gbur, mieszkający niedaleko, który pamiętał o porzekadle: „Od przybytku głowa nie boli”. On także poprosił o wsparcie, a że zakonnicy nikogo bez darowizny nie puszczali, też dostał wielki bochen wspaniale pachnącego chleba. Włożył go do torby i powędrował do domu. Ale w drodze napatoczył mu się wpół zgięty staruszek wsparty na kiju, dyszący, pewno ze słabości, jak miech kowalski. Pochwalił Boga, spojrzał na gbura proszącym wzrokiem zaczerwienionych oczu i wyszeptał:
   – Dajcie mi, panie, choć troszeczkę waszego chleba, który macie w woreczku. Czuję jego silny zapach. Jestem bardzo głodny. Jestem tak słaby, że do Oliwy nie dociągnę.
   – Co wy, stary wędrowcze, zapach chleba czujecie? J a w torbie żadnego chleba nie mam. Jest w niej tylko kamień, którym oganiam się przed kundlami, co mnie przy zabudowaniach opadają – burknął gbur i ruszył w drogę.
   Biedak westchnął i wyszeptał:
   – Gdzie kamień w sercu, to i w torbie kamień. Muszę iść dalej, może mnie jednak ktoś poratuje.
   Minęli się. Staruszek powędrował w stronę Oliwy, a gbur skierował się w swoją stronę. Ale wkrótce jego kroki zaczęły tracić giętkość i siłę, poczuł, że słabnie. Torba stawała się coraz cięższa, musiał odpoczywać. Siadł na kępie trawy i z ciekawości zajrzał do torby, żeby ucieszyć oczy wspaniałym bochnem chleba. Ale jakże się przestraszył, kiedy sięgnąwszy po bochen przekonał się o boskiej karze. Za twardość serca i chciwość zamiast chleba w torbie był kamień.




Jerzy Samp, "Legendy gdańskie. Baśnie, podania i przypowieści", Gdańsk 1992, 2012, Jerzy Samp, "Uczta stulecia. Dawne i nowe legendy gdańskie", Gdańsk 1994.

O kamiennym chlebie opowiada historia spisana po łacinie na pergaminie, który w okresie powojennym znaleziono w szparze między cegłami w katedrze oliwskiej, tekst przetłumaczył na język polski prof. Jerzy Samp:

Przeto wiedząc, iż nadchodzi kres dni moich, pragnę dać świadectwo temu, co się w dniu onym wydarzyło. Może przykład mego żywota uzna ktoś za pouczenie lub nawet przestrogę. Może szerzej otworzy oczy i serce na to, co naprawdę ważne. Wyznaję bowiem ze skruchą, iż wiele lat żyłem w niegodziwości, głuchy na krzywdę bliźniego i jego niedolę. Prawdziwym mym panem nie był Stwórca, lecz pieniądz, z którego uczyniłem złotego cielca. Nie umiałem dzielić się z innymi moim bogactwem. Obce było mi słowo miłosierdzie. Nie potrafiłem nikogo kochać miłością szczerą i bezinteresowną. Każdy zaś sposób pomnożenia majątku, choćby najmniej uczciwy, uznawałem za dobry.

Tak było również wówczas, gdy na Gdańsk – moje miasto, spadła klęska głodu. Wielu z tych, co wiedzieli o mej majętności, błagało mnie o wsparcie, ja jednak nie udzieliłem go nikomu, mówiąc, że sam jestem w potrzebie. A kiedy dotarła do mnie wieść, iż cystersi z oliwskiego opactwa rozdają najbardziej głodującym jadło, przywdziałem zgrzebną szatę i udając nędzarza poszedłem do ich klasztoru, choć w mej spiżarni niczego nie brakowało. Swoim przyodziewkiem zmyliłem mnicha, ten zaś obdarował mnie łyżką strawy i gorącym jeszcze bochenkiem chleba, który ukryłem za pazuchą i ruszyłem w drogę powrotną do Gdańska.

Kiedym się już zbliżał do miasta, nieopodal opustoszałej oberży Jeruzalem, ujrzałem siedzącą przy gościńcu niewiastę z dzieciątkiem na ramieniu. Kogoś mi przypominała, lecz zrazu nie mogłem pojąć kogo. Gdy ją mijałem, odchyliła chustę i wyciągnęła w mą stronę rękę, błagając o wsparcie. Dobry człowieku – rzekła. – Niczego nie jadłam od wielu dni. Brak mi sił, by iść dalej na piechotę. Moje maleństwo, dla którego nie mam już pokarmu w piersiach, umiera z głodu. Podziel się z nami chlebem co masz pod szatą.

Nie wiem, o czym mówisz, kobieto – odpowiedziałem. – Sam jestem głodny nie mniej od was. Pod swym zgrzebnym worem trzymam jedynie kamień. Noszę go ze sobą w obawie przed psami, które wyległszy głodne poza miasto, gotowe są rozszarpać najbardziej choćby prawego człowieka. Jeśliś prawym człowiekiem i powiadasz prawdę, idź z Bogiem, ale jeżeli skłamałeś, to masz serce z kamienia – usłyszałem z jej ust na pożegnanie.

Ledwie uszedł parę kroków, poczułem ciężar w dłoni. Bochen ciepłego jeszcze tak niedawno chleba stał się zimny niczym głaz. Nie to jednak było najstraszliwsze. Moje serce przestało nagle bić, choć przecież wciąż żyłem i krew płynęła w mych tętnicach. Głucha cisza, którą owej chwili poczułem w sobie, stała się nie do zniesienia. Pierwszą napotkaną osobę poprosiłem, by przytknęła ucho do mej piersi. Ta jednak uczyniwszy to, uciekła ode mnie ze słowami: zgiń! przepadnij! na ustach, jakbym był żywym trupem lub upiorem. Obejrzałem wtedy wyłudzony bochen chleba. Skamieniał…

Nie umiałem iść dalej, choć widać było miejskie bramy. Zawróciłem, by odszukać tę, którą dopiero co okłamałem. I wówczas pojąłem, kogo przypominała mi napotkana kobieta. Ależ tak, była podobna do figury Pięknej Madonny z Dzieciątkiem, tylekroć oglądanej przeze mnie w Mariackim kościele, gdym jeszcze był chłopcem.

Niewiasty już wszakże nie zastałem. W miejscu, gdzie tak niedawno jeszcze tuliła do serca swą pociechę, rosła teraz tylko biała lilia, choć kwiaty te nigdy przecież nie kwitną o tej porze roku. Dopiero wówczas zrozumiałem całą swą nikczemność. Wróciłem wprawdzie do domu, lecz po to tylko, by czym prędzej spieniężyć cały swój majątek, a pieniądze porozdawać biednym oraz głodującym.... Sobie, prócz lichego przyodziewku, zostawiłem jedynie skamieniały bochen chleba, z którym udałem się do oliwskiego klasztoru cystersów.
Wyznałem ze skruchą czcigodnemu przeorowi wszystkie swe winy, a on przyjął mnie wkrótce w poczet zakonnej braci. Wtedy moje serce zaczęło bić na nowo, a ja po raz pierwszy w życiu doznałem prawdziwej ulgi. Skamieniały chleb – świadectwo cudu, który się dokonał w owym czasie głodowym – mnisi zawiesili w świątyni, tak, by wszyscy wierni mogli go oglądać. Nie kreślę się tu imieniem, bom niegodny, by je zapamiętano. Ale też nie chcę, aby kamienny bochen był jedyną pamiątką, tego, com przeżył. Przeto najszczerzej wyznawszy na piśmie to, co przed dziesiątkami lat odmieniło moje życie, ja starzec, odchodzę do Pana w nadziei, że kiedyś pergamin ten trafi w ręce potomnych i zostanie przez nich odczytany.




Dominika Strzelecka, "Polskie legendy: Jak chleb w kamień się zamienił", 11 maja 2010.
Pobrano ze strony: www.bajkowyzakatek.eu:

Dawno temu w niewielkiej wsi koło Gdańska mieszkała wdowa wraz z piątką małych dzieci. Była bardzo biedna, gdyż miała tylko mały kawałek nieurodzajnego pola. Nie mogła wykarmić z niego całej rodziny, dlatego często najmowała się do różnych prac i dostawała za to jedzenie i drobne pieniądze.

Pewnego roku nadeszła sroga zima i zniszczyła ludziom całe zapasy jedzenia, a potem nadeszła wiosna i powódź zabrała wszystko, co ludziom udało się ocalić. W całej wiosce zapanowała bieda, a najciężej było ubogiej wdowie, której dzieci wciąż były głodne. Tylko niektórym gospodarzom lepiej się wiodło, gdyż mieli poukrywane zaoszczędzone pieniądze, które mogli wymienić na kaszę i chleb. Wdowa widziała, jak codziennie chodzili na targ do Oliwy i wracali z jedzeniem w workach. Ponieważ sama nie miała nic do sprzedania, któregoś dnia wyszła na drogę, żeby poszukać pracy lub poprosić ludzi o pomoc.

Nie minęło wiele czasu, gdy spotkała swego sąsiada idącego na targ. Bogaty gospodarz niósł wielki worek pełen chleba. Wór był tak ciężki, że co chwila musiał się zatrzymywać żeby odpocząć.
- Zamienię ten chleb na worek kaszy. A potem ugotuję sobie, dorzucę skwarków i będę się objadał, aż inni będą mi zazdrościć! - myślał gospodarz.
Wdowa nieśmiało podeszła do niego i cicho poprosiła:- Czy mógłbyś mi pomóc, dobry sąsiedzie i podzielić się tym chlebem, który niesiesz? Mam w domu pięcioro głodnych dzieci.
Lecz gospodarz tylko przyśpieszył kroku i szybko odrzekł:- Niosę kamień, nie chleb.
Po czym pospiesznie się oddalił. Zrozpaczona wdowa zawołała za nim: - Skoro nie masz serca, to niech ten chleb zaciąży ci kamieniem!

Skąpy sąsiad nawet się nie obejrzał. Próbował maszerować jeszcze szybciej, ale po pewnym czasie worek zaczął stawać się coraz cięższy, aż w końcu nie mógł już dłużej go nieść. Przysiadł na skraju drogi i odwinął chleb, po czym aż krzyknął ze zdumienia. Zamiast bochenka chleba trzymał w rękach wielki i ciężki kamień! - To nauczka od samego Pana Boga - pomyślał i czym prędzej wrócił do domu.Poprosił żonę, aby ugotowała dużo jedzenia i zaprosił wdowę wraz z dziećmi na posiłek. A potem podzielił się z nią wszystkim co miał i jeszcze przez długi czas przynosił jej kaszę, mąkę i ziemniaki. Obiecał sobie, że nigdy już nie odwróci się od człowieka potrzebującego pomocy. Od tej pory drzewa w sadzie dawały mu jeszcze więcej owoców, zbiory pszenicy miał tak obfite, że nie mieściły mu się w spichlerzu, a warzywa z pól musiał rozdawać, bo jego rodzina nie dawała rady ich zjeść. Wciąż troszczył się o wdowę i jej dzieci, które już nigdy nie były głodne ani zmarznięte. A rok później gospodarz zaniósł pamiętny kamień do kościoła w Oliwie, aby wzmocnić nim mury.

I tam znajduje się do dzisiaj, przypominając ludziom, że nigdy nie można odmówić pomocy potrzebującym.




Jerzy Samp, "O oliwskim chlebie. Znak przeszłości, czy "oszukańcze podanie". Symbol przeistoczenia", Kurier Gdańsk maj 2011(28), str. 2, fragmenty:

      Z pewnością nie jest przypadkiem, że do kręgu najstarszych gdańsko – pomorskich legend i podań należą te, w których bardzo istotna rolę odgrywa chleb.
[...]
      O tym, jak wielka odegrał on rolę w naszej kulturze duchowej świadczy choćby treść opracowanych przez Władysława Kopalińskiego „Słowników symboli”, z których czytelnik może się dowiedzieć, że jest to średniowieczny motyw związany z opactwem cystersów w Oliwie. Sam zaś chleb w kamień zamieniony znajdował się wśród „wotów oliwskiego kościoła katedralnego”.
      Nie ulega wątpliwości, że utrwalony został w tradycji ustnej, którą prastara opowieść o skąpcu, który w czasach głodu „odmówił wędrowcowi kawałka chleba, twierdząc, że za pazuchą niesie kamień, a gdy bochenek zmienia się rzeczywiście w kamień, zdumiony cudem (...) wchodzi na drogę poprawy”.
[...]
      W latach siedemdziesiątych XIX wieku Ślązak – ks. Konstanty Damrot (pisząc pod pseudonimem Czesław Lubiński) przypomniał w swoich „Szkicach z ziemi i historyi Prus Królewskich” najstarszą, Średniowieczna wersję podania. Miał wszakże za złe oprowadzającemu go zakrystianinowi, że ten nie znał historii obiektu. Skamieniałego chleba, który zdobił przez wieki niszę ściany naprzeciw bocznego wejścia już wówczas nie było. Damrot jednak dokładnie zanotował słowa łacińskiego napisu objaśniającego jego dzieje. Kto wie, może warto byłoby go odtworzyć, dołączając wierny polski przekład.
[...]
      Z pewnością podobnie rzecz traktowała w połowie XIX wieku Bronisława Kamińska (Z. Węgierska). Przypomnijmy, że autorka ta włączyła podanie zatytułowane „Chleb obrócony w kamień” do zbioru swoich „Legend historycznych” z roku 1852.
      Kilkadziesiąt lat później oliwski motyw zainteresował też poetę Adama Gorczyńskiego. Wiersz pod tytułem „Chleb” umieścił on w swoim zbiorze wierszy. Dodał też komentarz, w którym informował czytelnika, że to „Legenda z XIV wieku wedle podania oliwskiego”.
[...]
      Ciekawa, choć wymagająca weryfikacji, wydaje się wzmianka zamieszczona w numerze 9 czasopisma „Od Naszego Morza” z roku 1932. Jej autor podaje mianowicie treść tekstu widniejącego niegdyś na tabliczce towarzyszącej skamielinie:
W roku Pańskim tysiąc dwieście siedemnaście
Wielka zmora śmierci z głodu nas gnębiła.
Oto kamień ten, wierzajcie Mili Waście,
Sprawiedliwość Boga z bochna przemieniła.
      A później pojawili się kolejni pisarze, którzy wycisnęli na najstarszym z gdańskich podań na temat chleba własne piętno literackie. Wśród nich byli tak uznani autorzy, jak Ewa Szelburg – Zarembina, Władysław Łęga i Franciszek Fenikowski.


Początek strony.