Günter Grass, "Psie Lata", Gdańsk 1990:
Tulla i ja,
kiedy między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem nasze rodziny wybrały się na spacer do Lasu Oliwskiego, rozglądaliśmy się za Eddim Amselem, ale on bawił gdzieś indziej, nie było go w Dolinie Radości.
Piliśmy tam kawę z mlekiem i jedliśmy placki ziemniaczane pod jelenimi rogami.
W zwierzyńcu niewiele się działo, gdyż przy mroźnej pogodzie małpy trzymano w ciepłej piwnicy leśniczówki. Nie powinniśmy byli zabierać Harrasa. Ale mój ojciec, stolarz, powiedział: — Pies musi się wybiegać.
Dolina Radości była ulubionym celem wycieczek.
Dojechaliśmy dwójką do przystanku Pokojowa i poszliśmy przez las, między czerwono oznakowanymi drzewami, aż otworzyła się przed nami dolina ukazując leśniczówkę i zwierzyniec.
Mój ojciec jako stolarz nie mógł spojrzeć na dorodne drzewo, czy to buk, czy sosnę, nie szacując jego użytkowej wartości w metrach sześciennych. Dlatego moja matka, uważająca przyrodę, a więc i drzewa, przede wszystkim za ozdobę świata, była w złym humorze, który przeszedł jej dopiero przy plackach ziemniaczanych i kawie z mlekiem. Pan Kamin, dzierżawca leśniczówki i gospody, usiadł między Augustem Pokriefke a moją matką. Zawsze, ilekroć przychodzili goście, opowiadał historię powstania zwierzyńca.
Toteż Tulla i ja usłyszeliśmy po raz dziesiąty, że niejaki pan Pikuritz z Sopotu podarował bizona.
Zwierzyniec jednak zaczął się nie od bizona, lecz od parki saren, ufundowanej przez dyrektora fabryki wagonów.
Potem przybyły dziki i daniele. Ten ofiarował małpę, tamten dwie.
Nadleśniczy Nikolai postarał się o lisy i bobry. Konsul kanadyjski dostarczył obydwa szopy. A wilki? Kto podarował wilki? Wilki, które później uciekły, rozszarpały dziecko zbierające jagody i zastrzelone trafiły do gazet. Kto podarował wilki1?
Zanim pan Kamin zdąży wyjawić, że to wrocławskie Zoo podarowało zwierzyńcowi w Dolinie Radości oba wilki, wychodzimy z Harrasem na dwór.
Koło Jacka, bizona. Wokół zamarzniętego stawu.
Kasztany i żołędzie dla dzików.
Krótkie oszczekanie lisów. Wybieg dla wilków okratowany. Harras skamieniały.
Wilki za żelaznymi prętami bez wytchnienia. Dłuższy krok niż u Harrasa.
Za to podpiersie nie tak głęboko wykształcone, brak zaznaczonej bruzdy czołowej, oczy osadzone skośnie, mniejsze, bardziej osłonięte.
Głowa w sumie bardziej masywna, tułów beczkowaty, niższy w kłębie niż u Harrasa, sierść twardowłosa, jasnoszara, czarno podpalana na żółtym podszerstku. Harras skamle ochryple. Wilki kłusują bez wytchnienia.
Pewnego dnia dozorca zapomni zamknąć kratę... Śnieg z jodeł spada płatami. Wilki za prętami na moment nieruchomieją: sześcioro oczu, wargi drżą. Po trzykroć marszczą się grzbiety nosów.
Oddech paruje z pysków. Szare wilki — czarny owczarek. Czerń jako rezultat konsekwentnej hodowli.
Przesycenie komórek pigmentowych od Perkuna przez Sentę i Pluta po Harrasa z młyna Luizy daje naszemu psu twardowłosa, niepodpalaną, wolną od nalotów i znakowań czerń.
I już mój ojciec gwiżdże, a August Pokriefke klaszcze w dłonie.
Rodzina Tulli i moi rodzice stoją w zimowych paltach przed leśniczówką.
Wilki kłusujące bez wytchnienia zostają w tyle.
Lecz dla nas i dla Harrasa niedzielny spacer jeszcze się nie kończy.
Każdy czuje w ustach smak placków ziemniaczanych.
|
 Stoliki przy stawie młyńskim. Zbiory Krzysztofa Gryndera.
 Freudenthal. Lata 30 XX wieku. Zbiory Piotra Leżyńskiego.
 Reklama mini ZOO przy restauracji Freudenthal. Zbiory Krzysztofa Gryndera.
 Fragment ul. Bytowskiej. Ogrodzenie wybiegu Bizona. Zbiory Piotra Leżyńskiego.
|