Strona
autorska
Blog 51   
 
<46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69> 

 
 
2007 - 2012   STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA
     
31122010
Na początku grudnia uporczywe dolegliwości żołądkowe i uczestnictwo
w Forum Blog 2010 wydawało się zagrożone. Poprawa samopoczucia
pozwoliła mi zaliczyć to historyczne wydarzenie, ale następne pogorszenie
spowodowało, że postanowiłem sprawdzić co mi dolega, przy pomocy
standardowych badań. Badań, jeżeli mają być szybko przeprowadzone
to płatnych, terminy w lecznictwie publicznym to standardy znane, za kilka
miesięcy. Wyniki są złe i na początku drugiej dekady stycznia będę krojony.
Zawieszam więc, miejmy nadzieję, że na razie, tworzenie nowych podstron.
Z okazji Nowego Roku 2011 wszystkim Internautom, którzy przyżeglowali
na moją stronę, składam Życzenia wszelkiej pomyślności na ten Nowy Rok. :)


………………………………………………………
   

07022011
Dzisiaj mijają dokładnie cztery tygodnie, jak planowo, o 7.30 powieziono mnie na salę
operacyjną. Raz w miesiącu mamy spotkania emerytów, dwóch Pawłów, dwóch Ryszardów,
tyle samo Wojtków, Michał i Jan, którego przez kilka miesięcy nie było z powodu poważnej
choroby. Rok wcześniej na spotkaniu w dokładnie 70 rocznicę moich urodzin, zrobiliśmy sobie
zdjęcie grupowe i usłyszałem wiele życzeń wszelkiej pomyślności.
 

 
Niestety „Chłopaki” pewnie was zmartwiłem tą swoją chorobą i życzenia też nie trafione
na ten nieszczęsny rok 2010. Ale w piątek 21, z zajazdu "Olivka", popłynęły nowe
życzenia, co prawda telefoniczne i nawet po raz pierwszy od kilku miesięcy zjawił się na
spotkaniu Jan, rekonwalescent. Może jeszcze nie w lutym ale w marcu to kto wie
i "Chłopaki" powitają nowego ozdrowieńca. Paweł P. napisał do mnie maila gdy byłem
już w domu po zabiegu, żebym coś napisał na blogu ponieważ po ostatnim wpisie
„powiało chłodem”.
 

Przed zabiegiem 09.01. 2011 godzina 22.31
 

Wieziono mnie korytarzem, a właściwie traktem publicznym po którym przemieszczają
się studenci, goście szpitalni i ruch jest jak na Monciaku w Sopocie. Po zastrzyku
„głupiego Jasia” miałem wrażenie jakiejś szaleńczej jazdy. W sali operacyjnej było
zimno i po przeniesieniu się na inne „legowisko” poczułem chłód pod zielonym cienkim
przykryciem. Kobiece postacie również w zielonych ubraniach, z maseczkami na twarzy
i lampkami na czole wyglądały trochę jak z kosmosu. Nałożono mi maskę i w kilka
sekund straciłem świadomość. Obudziłem się w trakcie przemieszczania z tym samym
widokiem zielonych ufoludków i w chwilę później jechałem już do sali pooperacyjnej.
Zapytałem siostry która jest godzina i przeliczyłem, że operacja trwała długo, ponad 7 godzin.
Z rurką od cewnika, inną w nosie, i drenem w boku, przeleżałem dwa dni wśród
pokrojonych, czasami jęczących, pod kroplówkami, ponieważ przez pięć dni nie można
jeść i pić.
Sympatyczny znajomy lekarz, trochę dramatycznie oznajmił: „żołądka nie masz”.
Tak przypuszczałem, ale dobrze że próbowano coś robić i nie wszystkie szanse stracone.
Po dwóch dniach prawie o własnych siłach, z pomocą Krysi i pielęgniarki ruszyłem
do zwykłej już sali. To był ogromny wysiłek, ale przekonały mnie słowa siostrzyczki,
„mamy tutaj super fachowców, którzy pana tak pozszywali i zabezpieczyli że nie ma się
czego obawiać”. W tydzień po operacji przeprowadzono próbę szczelności połączenia
jelita cienkiego z przełykiem, i w dzień moich urodzin, lekarz na obchodzie powiedział
że mnie wypisują. Mógłbym jeszcze więcej napisać, o spędzaniu czasu pod kroplówkami,
sympatycznych lekarzach na obchodach, wspaniałej pracy pielęgniarek, studentach
interesujących się moim przypadkiem ale chyba wystarczy w tym skrócie.
Zadzwoniłem do Krysi, która miała przyjechać z Olą i Pawłem, żeby złożyć mi życzenia
urodzinowe. Ola została w domu z Emilką, Krysia z Pawłem przywieźli tort, wcisnęli
dwa numerki 7.1. i poszliśmy do pokoju pielęgniarek. Po zapaleniu numerków - świeczek,
a później osobistym zdmuchnięciu, przemiłe siostrzyczki zaśpiewały mi sto lat”,
a ja przy okazji podziękowałem im za troskliwą opiekę.
 

 
Pierwsza bitwa została wygrana. Wróg wycięty a czy jakieś resztki jego wojsk nie wymknęły
się z pola bitwy i nie zechcą, może działać z ukrycia, wykażą dalsze rutynowe badania,
zastosowana będzie chemia i radioterapia.
 
Pragnę złożyć serdecznie podziękowania i wyrazić wielką wdzięczność wszystkim
lekarzom i pielęgniarkom, Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku,
z Kliniki
Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej pod kierunkiem
Profesora dr hab. Zbigniewa Śledzińskiego, za przedłużenie mi życia.
 
Tak jak w sali pooperacyjnej na trzeci dzień doprowadziłem się do pionu, tak ten wpis
na blogu może zapoczątkuje jakieś nowe opowieści i kontynuacje reportaży. Wyobraźnia
pracuje ale rozsądek mówi o innym spędzaniu czasu, mniej komputera i więcej spacerków.
 
………………………………………………………


   
 
  <46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>