|
|
20082012
Błyska się. Piorun broi,
lasowi moknie broda.
O, przyjaciele moi
jutro znowu pogoda!
Konstanty Ildefons Gałczyński *
Gwałtowna burza o
poranku. Po niedzielnym upalnym dniu i takiej samej nocy.
(26. stopni o 24.00) Przygotowując sobie codziennie rano kaszkę manną
napełniam
również miski Eliaszowi. Trzeba je umyć, wydłubać zupkę z torebki,
rozdrobnić
zbyt duże kawały tego Gourmeta, nasypać mieszankę suchego. Gdy jest burza
kocisko przerażone włazi w jakiś kąt lub pod narzutę na tapczanie. Dzisiaj
ciemno że misek nie widać, grzmi, błyska, pył wodny się niesie jak z
wodospadu
a kocisko waruje przy nogach, łasi się i później w tym mroku i hałasie, je
jakby nic
się nie działo. Po burzy pogoda piękna więc przysiadłem w tym super cichym,
o 11.00 aż w uszach dzwoni, poniedziałkowym dniu, na mokrym balkonie przy
kawie.
Myśli które się wykluwają o poranku warto zapisywać. Po chwili ulatują i nie
ma
jak ich odzyskać.
Blog bez obrazków. A to niespodzianka dla ich łowców. Moja strona
coraz rzadziej
uzupełniana o nowe wpisy, coraz rzadziej odwiedzana, za chwilę przyjdzie
przypomnienie
od OVH o konieczności opłacenia domeny na następny rok. Czy warto pisać i
prowadzić
taką ułomną już witrynę internetową. Jerzy Stuhr, walczący ostatnio, podobno
pomyślnie,
z wredną chorobą, śpiewał kiedyś: każdy
śpiewać może, jeden lepiej drugi trochę
gorzej,
ale nie o to chodzi jak komu wychodzi.
Parafrazując można zmienić śpiewać
na pisać.
Kombinacji w tym względzie jest multum. Obecnie, to ulubiony synonim z
przemówień
W. Gomułki, zalewa nas świat obrazkowy, miliardy obrazków często z ułomną
informacją
co jest na nich, gdy jest to jakiś dokument, lub nic, brak jakiejkolwiek.
Nawet przy widoku
wschodu słońca warto wiedzieć gdzie to było. Znajomi nie piszą maili,
pisanie listów to też
dzisiejszy zanik umiejętności, pisze się komentarze, często w kilku
dosadnych słowach
lub wymijających. W mailach wysyła się jakieś pościągane z Internetu
załączniki zamiast
napisać kilka zdań od siebie, rozwinąć jakiś wątek do dyskusji.
Na temat strony w czasie jej prawie pięcioletniej egzystencji
dostałem może trzydzieści
maili.
Komentarzy do blogów czy księgi gości nie zakładałem. Idiotyczne wpisy
trzeba
by stale
wywalać. Co za komfort napisania i powieszenia w sieci blogu w tym samym
dniu w którym
się go napisało. Nie trzeba robić wyboru zdjęć, żmudnie opracowywać
miniaturki, tworzyć
odnośniki do każdej podstrony, opisy zdjęć, wpisy tematyczne
do kodów.
Jedynie łącza
do tego tylko tekstowego blogu. A jednak natrętnie powraca
myśl czy ktoś to będzie czytał.
Kupiłem haczyki, super lekkie kalosze i krzesełko wędkarskie z
oparciem, opłaciłem
składki PZW po uprzednim odkopaniu Karty Wędkarskiej z lat 80 - tych,
odkurzyłem
stary bat wędkarski kupiony w czasach PRL w Peweksie za 13$, i pojechałem
autobusem do Osowy nad jez. Wysockie. Na ryby. I z sukcesem, bo było tych
płotek
około 50. sztuk. I o tym opowiem w następnym blogu, może z połowów również
z tego tygodnia, z widokami tego dalej pięknego jeziora, teraz już w centrum
Gdańska.
Ostatni brzeg. Może scena jak w filmie amerykańskim pod tym samym tytułem.
Przy ulicy Nowy Świat w Osowie.
A więc wbrew tym dzisiejszym
porannym rozważaniom o sensie pisania i tworzenia
takich osobistych
internetowych
pamiętników, i odganianiu myśli o zakończeniu tej
wieloletniej przygody
domorosłego webmastera jakim się stałem jakimś tam zrządzeniem
losu, drzemie
jeszcze we mnie chęć kontynuacji dzieła pod tytułem
Strona autorska.
Na koniec zasłyszana sentencja, nie
pamiętam skąd: wszystko co najlepsze jest
dziełem przypadku.
Może ta burza i poranek na mokrym balkonie
to ten przypadek. :)
*
Fragment wiersza na stronie 369 publikacji autorstwa Kiry Gałczyńskiej
„Zielony Konstanty”
do której to strony właśnie dotarłem. Świat Książki Sp. z o.o.,
Warszawa 2011
………………………………………………………
|