Strona
autorska
Blog 53   
 
<46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>

 
 
2007 - 2012   STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA
 

 

 

 

 

Zestaw 102 publikacji z miniaturkami okładek
i krótkimi informacjami
 
część pierwsza
 

 
część druga


 

 

   
2042011
Już drugi tydzień dojeżdżam Swingiem, nowoczesnym polskim
tramwajem, na chemię i radioterapię do Uniwersyteckiego
Centrum Klinicznego. Słabe samopoczucie po czterodniowej
chemii i pięciodniowych naświetlaniach nie pozwoliły mi uczestniczyć
w pogrzebie Jurka Kamrowskiego w sobotę 9. kwietnia,
autora

wielu publikacji dotyczących dorobku poszczególnych twórców
oraz ogólnych, opisujących całe artystyczne środowisko Wybrzeża
.
To cytat ze strony portalu trójmiasto.pl  Inne informacje o ostatniej
drodze, starszego kustosza, poety, artysty malarza, konserwatora
dzieł sztuki, bywalca niezliczonych trójmiejskich wernisaży, znalazłem
na portalu
Forum Stowarzyszenia Przyjazne Pomorze. W blogu 48
relacjonuję wernisaż w Muzeum Sopotu gdzie po raz ostatni
widziałem Jurka i nawet go uwieczniłem w reportażu. Jurek pisał
o twórcach i ich sztuce. Ja ilustrowałem ich katalogi i albumy
swoimi reprodukcjami.
Na hasło: World: Polski: Kultura i sztuka: Fotografia: Fotografowie,
wklepane w wyszukiwarkę, jest moje nazwisko i takie informacje:

Petrajtis, Ryszard, http://www.ryszardpetrajtis.pl - prezentacja osoby autora
i jego dorobku fotograficznego, blog, galeria prac, publikacje, archiwum.

Brakuje więc, jak łatwo zauważyć, strony o publikacjach i teraz już będzie.
Na mojej stronie głównej piszę, że n
ie warto odgrzebywać przykrości, lepiej
dokończyć wszystko w pogodnej atmosferze.
Zestaw publikacji, które
prezentuję i jak napisałem w informacji -
do których wykonałem pełny serwis
fotograficzny i inne, w których są moje zdjęcia, minimum cztery ilustracje
mojego autorstwa, i wymieniony autor w stopce redakcyjnej - dostarczyły
mi wiele stresów podczas tworzenia, i nie tylko, tego „materiału zdjęciowego”,
jak ktoś to ładnie nazwał. Niejednego fotografa przysłowiowy szlag trafiał,
gdy podziwiał wyczyny rozmaitych drukarni, które wypieszczone przez wiele
godzin w ciemni odbitki, lub barwne slajdy, często wykonywane w przypadkowych,
ekstremalnych warunkach, zamieniały w rozmazane, poplamione, często prawie
czarne, lub kolorystycznie cukierkowate lub buraczane obrazki w publikacjach.
W niektórych publikacjach ze zdjęciami czarno białymi, mam powtykane oryginały
zdjęć dostarczanych do drukarni dla porównania.
Wykonywałem kiedyś serwis zdjęć do katalogu, wystawy „Twórczość Kobiet
Plastyczek”, na wykonanie których miałem trzy dni i zdjęcia trzeba było
wykonać na już prawie utworzonej wystawie, zdjęcia w formacie pocztówkowym,
bo tak można było przyspieszyć wydrukowanie katalogu. Ilustracje obiektów
malarstwa, grafiki, tkanin, rzeźby, wydrukowano na papierze gazetowym,
z dużym rastrem i jakości ówczesnej gazetowej ilustracji z roku 1975. Fatalne
 ilustracje w katalogu - całą noc pracowałem w ciemni muzealnej, żeby dostarczyć
zdjęcia na czas - zostały skwitowane, „spieszył się i dlatego tak wyszły”.
Pokazałem kilka mniej udanych odbitek fotograficznych, które uświadomiły
dyletantom co można zrobić drukiem gazetowym z całkiem poprawnych zdjęć,
nawet tych drugiej kategorii.
Największym stresem był brak sprzętu profesjonalnego, do 1990 roku jedynie
sprzęt produkcji NRD. Niestety, przydziały dewiz, za które można było kupić
sprzęt zachodni, zakończyły się w roku 1970, gdy zaczynałem pracę w muzeum.
Do 1990 roku z coraz większym trudem fotografowałem Pentaconsixem,
ale po roku 1990 naprawa tego wysłużonego sprzętu była bezsensowna,
z prozaicznego powodu, braku części zapasowych i likwidacji punktów
naprawczych Foto Optyki. Wydawnictwa domagały się szerokich
kodakowskich slajdów, minimum 6x6 cm, ORWO zniknęło, a wkładanie
slajdu Kodaka za 45 zł, cena z wywołaniem, do Pentaconsixa, i tłumaczenie
że nic nie wyszło, bo licznik nawalił, naciąg lub migawka, było już super
przykrością. Nastał kapitalizm, fotografowie z wydawnictw uwijali się
po muzeum z Mamijami, Sinarami, Linhofami, błyskali softboksami,
a ja miałem żarówki Nitraphot i wspomniany aparat. Przekonałem
dyrekcję, że dużo tracimy na braku możliwości wykonywania reprodukcji
kolorowych do publikacji i wreszcie w zamówieniu była Mamija,
z dwoma dodatkowymi obiektywami, wywoływaczka do slajdów Jobo
i oświetlenie typu softboks.
Musiałem się później gęsto tłumaczyć firmie warszawskiej Norex, dlaczego
nie realizujemy zamówienia. Po prostu budżet muzeum został nagle ucięty
przez Wydział Kultury o 50%. I tak rozwiały się marzenia fotografa muzealnego
o sprzęcie profesjonalnym. Poprosiłem o zmianę obowiązków służbowych,
braku możliwości służbowego wykonania slajdów do publikacji do czasu
kupna sprzętu profesjonalnego, którego nie kupiono do końca mojej pracy
w muzeum. Ograbiłem rodzinę z dochodów i skompletowałem prywatnie
raczej amatorski zestaw, który nie wyszczególnię, żeby nie narazić się na
śmieszność, i którym wykonywałem slajdy do publikacji, na zlecenie Arkad
i innych wydawnictw, zawsze za zgodą muzeum. I w końcu Muzeum też zaczęło
mi zlecać wykonywanie slajdów na prywatnym sprzęcie, po godzinach pracy,
pewnie z powodu dużo niższych honorariów w porównaniu z fotografami
z zewnątrz. Wykonywałem je sobie tylko znanymi sposobami, często
wielokrotną ekspozycją słabymi fleszami w całkowitej ciemności, później
bardzo komfortowo dzięki wspaniałej Fudjichrome Provia, którą można
było naświetlać przez 30 sekund a nawet dłużej, bez zmian kolorystycznych.
Kodak wymagał krótkich czasów i najwyżej czterech błysków stąd powszechnie
używane światło błyskowe.
Przy Provi można było powrócić do światła ciągłego lub zastanego, byle było
dzienne, i niebieskich żarówek, tzw. RDS emitujących światło dzienne. W 2004
roku kupiłem prywatnie aparat cyfrowy Nikon Coolpix 5000, na Allegro,
i do emerytury służył mi ten compact wspaniale, wykonując zdjęcia nie tylko
do publikacji, ale do reportaży i dokumentacji wystaw, również do oficjalnej
muzealnej strony WWW, którą tworzyłem przez ponad dwa lata w ramach
dodatkowych obowiązków fotografa - starszego kustosza. Co prawda
zapomniano wpisać do obowiązków służbowych mojej działalności
webmastera, ale i tak traktowałem to prawie jako hobby i możliwość
zaistnienia w Internecie w publikowaniu obrazków, już bez nieudolnych
działań jakiejś drukarni. Strona nie zniknęła z Internetu i można ją częściowo
obejrzeć dzięki
Internet Archive Wayback Machine.
Trzeba wpisać w wyszukiwarkę -
search adres strony muzeum
http://www.muzeum.narodowe.gda.pl kliknąć GO!, i po otwarciu
strony klikać w wyszczególnione daty z lat 2005 do maja 2007. Jeżeli
nie ma dostępu to poniżej w
The Wayback Machine należy wkleić
adres muzeum, zaznaczyć New! (beta test) i wybrać rok i daty zaznaczone
niebieskim kółkiem. Z powodu testowania tej nowej wersji czasami
są komplikacje z otwarciem stron.
Pełne otwarcie zarchiwizowanych stron
trwa bardzo długo i trzeba się uzbroić w cierpliwość.
Niestety, dużo
obrazków nie jest zarchiwizowanych.
Ostatnie ilustracje do publikacji muzeum, tuż przed przejściem na emeryturę,

Woda, opowieść o rzeczy bezcennej,
dla naszej Etnografii, gdzie wszystkie
72 zdjęcia obiektów malarstwa, rzeźby, rzemiosła artystycznego i reprodukcji,
wykonałem prywatnym aparatem Nikon 5000, na prywatnej karcie pamięci,
prywatnym systemem oświetlenia, podarowałem muzeum bez honorarium.
Wystawę i katalog sponsorowała znana gdańska firma zarządzająca miejskimi
wodociągami. Mojemu następcy, po prawie 37 latach pracy w jednej instytucji,
odchodząc na emeryturę z końcem maja 2007, przekazałem dwa służbowe,
małoobrazkowe aparaty fotograficzne, Exaktę Varex rocznik 1975
i Prakticę BX20 kupioną w 1990 roku, gdy można ją było kupić od ręki
w jeszcze istniejącym sklepie Foto Optyki.
W końcu lat 70 - tych po złożeniu zamówienia na małoobrazkową
Prakticę B 100 w centrali Foto Kino Film w Warszawie, taką super nowinkę
przemysłu fotograficznego NRD, czekałem pięć lat na zrealizowanie zamówienia.
Gdy przyszła informacja o jej odbiorze usłyszałem od dyrekcji, że nie ma pieniędzy
i nie mam po co jechać. Ale sympatyczna księgowa się zlitowała, i stałem się
posiadaczem służbowego aparatu, którym do roku 2000 wykonałem tysiące
zdjęć dokumentalnych obiektów muzealnych do kart katalogu naukowego,
etnograficznych badań terenowych, reportaży z wernisaży, i innych, dopóki
staruszka nie padła z wyczerpania i została złomowana.

………………………………………………………
Suplement
Postanowiłem do tego blogu o moich zdjęciach w publikacjach dodać suplement,
taką trochę smętną refleksję, wynikającą z przykrych doświadczeń związanych
z moimi wieloletnimi działaniami w Internecie. Pełny zestaw komputerowy ze skanerem
i drukarką kupiłem prywatnie w styczniu 1998 roku. W tym czasie Muzeum dopiero
się przymierzało do komputeryzacji. Wydałem prawie całe swoje honorarium za zdjęcia
wykonane do katalogu wystawy Aurea Porta. Do katalogu wykonałem tylko część
zdjęć. Fotografów z zewnątrz było kilku, każdy chciał zarobić na tej wielkiej, milenijnej
wystawie sztuki gdańskiej. Fotograf muzealny to dla wielu profesjonalistów druga
kategoria. Po latach wiem, że moje slajdy świetnie się obroniły w porównaniu
z wyczynami niektórych mistrzów fotografii.
Strona WWW MNG która powstała w roku chyba 2002, stworzona przez firmę zewnętrzną,
była kompromitująca dla mnie z powodu kiepskiej jakości reprodukcji zbiorów MNG i jak
na ironię obrazki były autoryzowane moim nazwiskiem. Postanowiłem stworzyć prywatną
stronę* o Muzeum Narodowym w Gdańsku, z poprawnymi  reprodukcjami zbiorów, korzystając
z posiadanego prywatnego sprzętu komputerowego, wtedy już nieco archiwalnego. Kupiłem
prywatnie nowy skaner z możliwością skanowania slajdów, nic rewelacyjnego, zwykły biurowy,
ale z funkcją skanowania dużych przeźroczy 4x5 cala. I podrzuciłem do Internetu sporo
reprodukcji, wszystkie mojego autorstwa z sygnaturą © Ryszard Petrajtis, z informacją
że reprodukcje są ze zbiorów MNG, także reportaże z wernisaży, widoki ekspozycji,
i rozmaite informacje o działalności muzeum.
Moja strona utrzymywana na bezpłatnym serwerze Silesianet była nawet traktowana
jak strona oficjalna. Później zgodziłem się na prośbę nowej dyrekcji MNG na stworzenie
projektu i prowadzenie strony WWW muzeum, już oficjalnej. Dostarczono mi
co prawda służbowy sprzęt, komputer, zwykły, biurowy, i rzeczywiście dobry monitor,
który sobie wybrałem, mając taki sam w domu, ale skaner, na którym opracowałem
slajdy do Internetu był prywatny, i skanowanie odbywało się w domu. Po wieloletniej
pracy w MNG i przejściu na emeryturę miałem pomysł na wspomnienia z mojej pracy
w muzeum, znowu na prywatnej stronie, ilustrowanej moimi dokonaniami publikacyjnymi
z reprodukcjami dzieł sztuki. Niestety, popełniłem błąd związany z prawem autorskim,
zostałem surowo potraktowany i co zupełnie mnie zniechęciło do wspominania
czegokolwiek z mojej wieloletniej pracy w muzeum, jak i do kontynuowania jakichkolwiek
kontaktów z MNG.
W początkowej fazie tworzenia tej drugiej strony prywatnej, znowu wkleiłem
wiele reprodukcji ze slajdów z mojego prywatnego archiwum i były to skany
z drugiego, trzeciego, a nawet czwartego przeźrocza, gorszych duplikatów,
ponieważ obraz po zdjęciu z ekspozycji, przeniesieniu do miejsca zaciemnionego
gdzie nie będzie refleksów, wyjęciu z ramy, umieszczeniu dużego ciężkiego obiektu
na sztaludze, spionowaniu i spoziomowaniu, przyklejeniu testów barwnych,
prawidłowym i równym oświetleniu, określeniu czasów ekspozycji, itd. był
kilkakrotnie fotografowany. Po całej tej harówce związanej z przygotowaniem
obiektu muzealnego do zdjęcia, ryzykownie jest zrobić tylko jedno ujęcie i gdy
słabo wyjdzie, z powodu jakiegoś błędu w naświetlaniu, lub uszkodzenia w laboratorium,
to wszystko trzeba organizować od nowa. Przeważnie byłem zdany na własne siły
w sprawach organizacyjnych, zwłaszcza przy zleceniach prywatnych.
Na Forum Dawny Gdańsk zarzucono mi, że reprodukcje obrazów to nie jest twórcza
fotografia i nie powinno się mieć pretensji, że nie ma nazwiska fotografa. Reprodukcja
archiwalnego zdjęcia, jest często sygnowana nazwiskiem fotografa z zastrzeżeniem wszelkich
praw autorskich, a to nieporównywalnie łatwiejsze wykonanie niż sfotografowanie dużego
i ciężkiego obrazu. Jest w tym wątku na FDG również ciekawa dyskusja o prawach
autorskich.
Ten temat scenek rodzajowych w gdańskim malarstwie XIX wieku powstał z przypływu
mojej chęci do wzbogacenia wiedzy userów tego pięknego, historycznego Forum,
w kwestii detalu w malarstwie realistycznym, dotyczącym Gdańska, często nie do
obejrzenia w muzeum z powodu konieczności zbliżenia się do obiektu, a nawet
oglądania z lupką. Był to początek mojej aktywności na wielu forach, które teraz
po wszystkich stresujących mnie doświadczeniach, i gdy wszedłem w
smugę cienia,
zupełnie zarzuciłem.
Na OVH, na którego serwerze wisi moja strona, jest świetna statystyka, z mapką całego
świata i informacją, gdzie, w których krajach, miastach, internauci wchodzą na moją stronę,
co oglądają każdego dnia, z numerami IP, co ściągają z mojej strony i wiele innych. I wiem
ile portali wkleiło moje reprodukcje, bez nazwiska autora zdjęć, bez źródła skąd ściągnęli,
nawet bez podania, że to ze zbiorów MNG. Ewidentne łamanie moich praw autorskich
jak i praw Muzeum. Po przykrościach związanych z pretensjami muzeum wobec mnie,
przymusowym, bo na wniosek prokuratora, oddaniu muzeum wszystkich
materiałów
zdjęciowych,
które opublikowałem na prywatnej stronie, prywatnych slajdów, duplikatów,
z których wykonałem reprodukcje do strony prywatnej, to pozostałe duplikaty jakichkolwiek
slajdów obiektów muzealnych z mojego prywatnego archiwum zlikwidowałem, poszły
z dymem. Żeby mnie nie kusiło do popełnienia recydywy. Przez kilka dni usuwałem strony
i linki do już nie istniejących podstron w wyszukiwarce Google, dzięki narzędziom
dla Webmastera.
Nigdy już nikt nie ściągnie reprodukcji żadnych obiektów muzealnych z mojej prywatnej strony.
Zostałem całkowicie wyleczony z obdarowywania moimi reprodukcjami dzieł sztuki jakichś
dochodowych portali, prywatnych osób chcących zaistnieć w sieci i innych, którzy traktują
fotografa, tak jak określił to pewien reporter w pewnej redakcji.
Fotograf to ktoś między
szoferem a sprzątaczką
. W czasach PRL - u dano mi kiedyś dobitnie to zrozumienia,
że będąc pracownikiem najemnym nie mam prawa do podpisywania swoich zdjęć 
nazwiskiem, i zdjęcia wykonuje pracownia fotograficzna muzeum. Żadne argumenty
z Ustawy o Prawie Autorskim nie były w stanie zmienić arbitralnej decyzji dyrektora.
Wykaz publikacji, w których są moje reprodukcje, to jedyna i ostatnia dokumentacja
moich dokonań jako fotografa muzealnego.
 
* Strona jest zarchiwizowana na Internet Archive Wayback Machine
    Adres który należy wpisać w wyszukiwarkę na stronie Archive to www.museums.silesianet.pl
    Archiwizacja strony jest z lat 2002 - 2004 ! i trzeba klikać na zaznaczone niebieskim kółkiem daty.
    W grudniu 2004 roku strona została usunięta z Internetu i w 2005 roku jest informacja o jej braku..

………………………………………………………

   
 
  <46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>