Strona autorska |
Blog 54
<46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69> |
|
2007 - 2012 | STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA | |
|
07052011 Skończyło się naświetlanie akceleratorem liniowym Clinac II, 25 seansów przez pięć tygodni. Dzisiaj wykonam wreszcie ostrożną kąpiel, zmywając może tylko częściowo linie naświetlania. Ekwilibrystyka z codziennym porannym i wieczornym myciem, żeby nie zmyć namalowanych linii. Czyżby powrót do zwykłej codzienności? Niepokój, co dalej, będzie tkwił we mnie już do końca. W niektóre poranki budzę się wcześnie i słyszę o 6.15 szuranie przesuwanego mebla u sąsiadki emerytki mieszkającej nad nami. Od kilkunastu lat zawsze z prawie angielską dokładnością o tej samej porze. Trochę później dobiega siarczyste kichanie sąsiada z 10 piętra, słyszalne pomimo zamkniętych okien. Okna jeszcze nie wymieniane, drewniane, z 1976 roku, więc słychać wszystko, rozmowy wychodzących przed dom z pieskami, rozmowy komórkowe z balkonów nawet o 1.00 w nocy. Teraz na emeryturze wszystko jest do zaakceptowania, czas biegnie wolniej chociaż dla mnie za szybko. Gdy jeszcze przysnę, budzi mnie Eliasz, wskakując na wersalkę, i delikatnie, kilkakrotnie dotykając łapką mojej ręki, daje sygnał, czas już wstawać i napełnić puste miski. Gdy go poklepię po wyprężonym grzbiecie, mruczy radośnie, że pan już na chodzie. Pęta się później w kuchni, ocierając się intensywnie o nogi, prawie do przewrócenia swego słabowitego pana. Kończy się ten taniec z chwilą napełnienia misek. Czasami przysiadam w kuchni na starym fotelu komputerowym, teraz mamy nowe, i wsłuchując się w miarowe tykanie zegara w chwilowej ciszy tuż przed południem, patrzę na szumiący las za oknem. Chemia i radioterapia doszczętnie zniszczył mi smak, węch, i nawet tych kilka potraw wielkanocnych raczej z trudem degustowałem. Młodzi wybrali się do rodziców Pawła i byliśmy z Krysią sami w to wiosenne święto. Rok temu, jeszcze w domu w Małkowie, spotkaliśmy się w większym gronie rodzinnym, gdzie na stole było między innymi, kilka specjałów świątecznych mojego autorstwa i wykonania. Z dominującą centralnie babą drożdżowa z foremki szklanej z naszego domu i z barankiem ze stearyny, widocznych na zdjęciu poniżej. Takie baranki wyrabiał mój ojciec w latach 50 - tych, w wykonanych przez siebie formach gipsowych. Był to sposób na zarobek poza sezonem i malowałem rogi na kolor złoty i kleiłem chorągiewki. Chorągiewkę gdzieś wcięło a i rogi mocno przetarte. Pozostały zdjęcia i wspomnienia po tym krótkim epizodzie zamieszkania młodych na prowincji i moim przebywaniu w Małkowie, uwiecznionych na kilku blogach. Moja podstrona o rodzinie Boelcke, ich siedzibie w Małkowie, i przemijaniu, cieszy się pewną popularnością, może z powodu oferty osiedla budowanego na terenie wokół Pałacu. Trochę zdjęć z Małkowa, wklejonych na blogach, może będzie zachętą do osiedlenia się w tej pięknej okolicy, zwłaszcza po zrealizowaniu planu zagospodarowania wioski. Dzisiaj dojazd zrujnowaną i pełną dziur ul. Pałacową nie jest zachęcający. Spacery wzdłuż wąskiej drogi, bez pobocza, na której jest duży ruch samochodowy, to całkowity dyskomfort. |
|
|
Kilka dni przed świętami podlałem zasuszony kwiat w doniczce,
amarylis, zwany również gwiazdą rycerską. Kwitnie u nas co roku, podarowany kiedyś przez mojego teścia. Teściowie mieszkali w niewielkim domku z ogrodem. Teść na emeryturze bawił się w ogrodnika i ogród był pełen kwiatów i warzyw. Domek został sprzedany i w mieszkaniu w bloku, do którego się przeprowadzili, sadził pelargonie i inne kwiatki, już tylko na balkonie, lub do doniczek jak ten amarylis. W domku, sprzedanym ponownie, jest teraz jakiś hotel młodzieżowy i na zdjęciach na jego stronie WWW, mogliśmy doszukiwać się znajomych nam wnętrz, widoków ogrodu, zupełnie innych, adaptowanych do celów hotelowych. Teściowie nie żyją. W mieszkaniach, w których tak często bywałem, mieszkają obcy ludzie, wszystko przeminęło. Moja mama też miała maleńki ogródek przy naszym drugim mieszkaniu sopockim na Monciaku. Wzdłuż płotu rosły gęsto czarne porzeczki, były również pomidory, kwiatki i dwie jabłonki papierówek. Mama posadziła aksamitne, ciemno bordowe wielkie róże, nawet teraz rzadkość w kwiaciarniach. Mieszkanie na Monciaku, od zaplecza, z oknami na ciemne i zakurzone podwórko, z samochodami dowożącymi towar, hałaśliwe od wczesnych godzin porannych, było jej przekleństwem. Zgodziła się na nie, bo był to dobry punkt do prowadzenia zakładu fotograficznego i z czegoś trzeba było żyć. W ogródku za domem była enklawa ciszy, popołudniowego słońca, kwiatów i owoców. Jeszcze niedawno, przechodząc dawną ścieżką, zajrzałem z ciekawości, jak tam jest teraz. W trochę zaniedbanym ogródku był okrągły, bardzo zniszczony stolik, nawet podobny do może pozostawionego w naszym mieszkaniu po śmierci mamy, (stolik jest na zdjęciu tutaj, uwieczniony z tatą podczas świątecznej sjesty), gdy pospiesznie pakowałem pamiątki rodzinne. Nowi lokatorzy tego mieszkania komunalnego już się dobijali. Czarne porzeczki zniknęły, ale dawny płot i drzewa owocowe jeszcze trwają co widać na późniejszym już zdjęciu z 2009 roku, gdy ponownie zajrzałem do ogródka. Dokładną dokumentację wnętrza, mebli i widoków wygarnianych z szuflad rzeczy, zdjęć, dokumentów, uwieczniłem na czarno - białych fotografiach. Spacerując po Sopocie, zaglądam czasami w okna tych dwóch mieszkań - poprzednie było na ul. Bitwy pod Płowcami, też z małym ogródkiem, który zniknął ustępując miejsce chodnikowemu parkingowi - przywołując wspomnienia, które teraz są mi wyjątkowo bliskie. Wracając do amarylisa, to rozkwitł wyjątkowo obficie, aż sześć kwiatków, ogromnych, majestatycznych, właśnie na pierwszy dzień świąt. Zrobiłem mu dokładną dokumentację, chociaż było to trochę męczące przy moim stanie zdrowia. Obrazki są również w większej rozdzielczości, trzeba tylko kliknąć w miniaturkę lupy na marginesie lub pod lewą stroną średniego zdjęcia. Gdy po raz pierwszy zakwitł u teściów, zostałem poproszony o zrobienie zdjęcia, jako zawodowy dokumentalista muzealny i rodzinny. Tak jak kilka przedmiotów i dwa meble z domu moich rodziców, nie licząc innych pamiątek, zdjęć czy dokumentów, które pomieściły się w naszym mieszkanku 40 m², ten kwiat amarylis, kwitnący co roku, przypomina o dawnych czasach, wnętrzach rodzinnych mieszkań, w których przeżywało się dziecięce i młodzieńcze lata, i które pozostają w pamięci i na zdjęciach. ……………………………………………………… |
|
|
<46>|
47>
48>
49> 50>
51>
52>
53>
54>
55>
56>
57>
58>
59>
60>
61>
62>
63>
64>
65>
66>
67>
68>
69>
|
|