Strona
autorska
Blog 68   
 
<46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>

 
 
2007 - 2012   STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA
 

 

 

 

 

  

 

 

 

 Galeria zdjęć
 

 

 

 

 

 

 

 

 

    

 

 

 

 

 
 
 

 

 

 

 
30042012
*
 
Ile wódek było w barze
Ile piwska wyżłopałeś
Ile strun w swojej gitarze
I w swej lutni pozrywałeś
 

Ile razy kułeś nocą
I ślęczałeś nad skryptami
Ile razy któż wie po co
Pstrykałeś nas godzinami ...


Fragment Laurki imieninowej 03.04.1966

Pierwsze poznawanie życia studenckiego w akademiku, bytowania w tych
małych przestrzeniach, ograniczonych przez zmasowaną ilość piętrowych
łóżek - bywało, że w pokoju około 15 metrowym kłębił się tłum 8 fanów studiów
wyższych - zaczęło się dla mnie pod koniec 1958 roku. Oprócz dymu papierosowego,
przepełnionych popielniczek, dominowały też inne wonie spowodowane kiepskimi
warunkami sanitarnymi, zimna woda, dwa lub trzy prysznice, przeważnie zepsute,
rząd umywalek a przy nich co drugi działający jako tako kran na całe piętro,
liczące kilkudziesięciu żaków. Tak wyglądał akademik Politechniki Gdańskiej
pierwszego roku studiów.
Było jednak wiele chlubnych wyjątków które dotyczyły już studentów na wyższych
latach edukacji, i to znam z Torunia. Moje starania o status człowieka wykształconego
spowodowały że czterokrotnie zdawałem na dwie uczelnie wyższe, dwa razy na Politechnikę
Gdańską i również dwa na UMK w Toruniu. Zawsze zdałem ale dwukrotnie nie zostałem
studentem z powodu braku miejsc. W 1958 roku, tuż po maturze, przyjęto mnie co prawda
po trzech miesiącach od rozpoczęcia roku, jako wolnego słuchacza na Politechnikę,
po pisemnej interwencji, ale trzymiesięczne opóźnienie i związane z nią zaległości nie udało
się odrobić. Szukałem wtedy pomocy w nadrabianiu zaległości u kolegów mieszkających
w akademikach, i poznałem również zalety mieszkania w nich, z których najważniejszym
był ten, że wreszcie można się uwolnić od rodzinnych ograniczeń, z całym urokiem tej względnej
swobody i jeszcze wówczas nieznanych niebezpieczeństw.
W następnych roku po egzaminach wstępnych zostałem studentem, ale po zaliczeniu
roku na Architekturze, (wszystkie zaliczenia i zdane egzaminy oprócz trzech), dałem sobie
spokój z tym konstruktywizmem, statyką budowli, obliczeniami kratownic, całkami,
studiowaniem klasycznej architektury, materiałoznawstwem, tak jakby architekt
nie miał tylko jedynego szczytnego celu, zaprojektować piękną współczesną
architekturę w formie i szczegółach, angażując później biuro projektowe do wszelkiego
rodzaju obliczeń czy konsultacji w sprawach technicznych. Architekt, bardziej humanista
i artysta, nie był potrzebny w końcu lat 50, do budowania bloków i falowców na Przymorzu.
Następne, już trzecie podejście prawie na pewniaka, na Wydział Sztuk Pięknych UMK
w Toruniu, kierunek Konserwatorstwo i Zabytkoznawstwo, skończył się totalnym
rozczarowaniem i perspektywą jeszcze jednego straconego roku.
Mogłem co prawda pracować jako fotograf u ojca ale przyglądając się tej szarpaninie
rzemieślniczej prywatnej inicjatywy, braku perspektyw, nędzy materiałowej i sprzętowej,
rozmaitym szykanom, postanowiłem ostro zawalczyć o studia w kolejnym, już czwartym
podejściu, uczęszczając na rozmaite kursy pomaturalne, przygotowujące do egzaminów.
Decydującą rolę, oprócz posiadanej wiedzy, odgrywały akademiki toruńskie, w których
byliśmy zakwaterowani na egzaminy wstępne. Kilkunastoosobowa sala świetlicy czy pokoju
nauk w DS 2, prowizorycznie zastawiona piętrowymi pryczami, do której zostałem przydzielony
w ten letni upalny czas, w większości z kandydatami na prawników, półnagie torsy z tatuażami,
niektórzy grali do późnej nocy w karty, pewnie w ramach terapii odprężającej stres egzaminacyjny,
i podobny do doświadczeń z poprzedniego egzaminu w Toruniu, permanentny hałas,
spowodował że wyniosłem się do ekskluzywnego Hotelu Polonia, po konsultacji z rodzicami
w celu ekspresowego wysłania gotówki na opłaty. Nie przewidziałem tylko pisku szyn
tramwajowych o 5. rano ale o 22. mogłem już próbować zasnąć i lepiej wypocząć przed
egzaminami.
Zostałem przyjęty w poczet studentów UMK z informacją, że przydzielono
mi miejsce w akademiku, bony stołówkowe i stypendium, i kilka groszy zostawało
po opłaceniu akademika i stołówki. Zacząłem więc 1 października 1962 roku życie
akademickie w „akademiku”, które w tym blogu mam zamiar raczej zilustrować,
ale i pokrótce opisać. Wyszukując zdjęcia z tamtych lat i tworząc tą wirtualną
opowieść muszę stwierdzić że mimo sporej dokumentacji, wiele zdarzeń mi umknęło,
pamięć też już zawodzi, człek już  jestem chorowity i słaby, wzrok marny. Wiele
negatywów gdzieś jeszcze tkwi w zakamarkach tych pudeł, pudełeczek, albumów
czy kopert. Może się do nich jeszcze dokopię i wtedy będę uzupełniał tą archiwalną
galerię.
Dostałem pierwszy przydział do sześcioosobowego pokoju w DS 2.
na ul. Mickiewicza 6/8, z dwoma łóżkami piętrowymi i dwoma normalnymi,
od ulicy, hałaśliwej, z dużym ruchem samochodowym. Najbardziej uciążliwe były
„Komary”, nie owady, lecz plaga motocyklistów na tych warczących cudach techniki.
Nawet przy zamkniętych oknach przejazd o 4. czy 5. rano, w tunelu między
wysokimi domami, budził mnie codziennie, a zasnąć przed 24. raczej się nie udawało
z powodu bujnego życia towarzyskiego. Wybłagałem w administracji pokój po
drugiej stronie korytarza i dostałem jako senior wśród młodzieży - byłem najstarszy,
starszy od najmłodszego o prawie pięć lat - łóżko zwykłe, bez piętra nad głową.
W następnym roku było gorzej, sześcioosobowa klitka w DS 3. z trzema piętrowymi
łóżkami i ja na górze, a w nogach kaloryfer, niereformowalny, całkowicie zapyziałe
pokrętło i buchające gorąco w okresie zimowym.
Pod koniec upalnego czerwca 1964 roku pozostał mi do zaliczenia ostatni egzamin
semestralny, Ekonomia polityczna i tylko trzy dni na pamięciowe wykucie definicji.
Już wcześniej wiedzieliśmy że Profesor odpytuje telegraficznie i najlepiej wtłoczyć
wiedzę jak wierszyk, do pamięci. Przez trzy dni i do późnej nocy, gdy było znośniej
bo upał zelżał, zakuwałem w podręcznej kuchni, żeby nikt mi nie przeszkadzał,
mając pod ręką czajnik, wystudzoną herbatkę z cytryną, i w perspektywie
po ewentualnym zdaniu, spokojną głowę na wakacjach. Gdy zgromadzeni
i czekający na egzamin w Harmonijce, spostrzegliśmy wreszcie spóźnionego
Profesora, to na informację o egzaminie wyraził głębokie zdumienie, ponieważ
przypadkowo wpadł do katedry jadąc samochodem z rodziną na urlop.
Egzamin się odbył, ale tylko kilku zdało w tym błyskawicznie przeprowadzonym
odpytywaniu, wchodząc do katedry w trzy osoby, i gdzie większość zdających
potknęła się na Ekonomi Politycznej Socjalizmu. A ja specjalnie to wykułem
bo pojąć już się tego nie dało z braku czasu i chęci. I dostałem tróję kończąc
cztery semestry studiów z pełnymi zaliczeniami ćwiczeń i egzaminów. Najgorsze
było za mną.
Na trzecim roku kolejny akademik DS 1, w którym była stołówka, też sześcioosobowy,
z trzema piętrowymi pryczami, te prycze bardziej mi pasują niż określenie piętrowe łóżka.
Dzisiaj bardzo podobne widać na ilustracjach z cel więziennych lub noclegowni dla bezdomnych.
Na czwartym roku komfortowo, też w DS 1. w czteroosobowym, z wszystkimi
łóżkami normalnymi. Budujący się nowy akademik i administracja dawały nadzieję,
że na piątym roku będziemy mieszkać w trójkach, w każdym pokoju będzie
za przepierzeniem umywalka, i wszystko nowe, koce, pościel, wyposażenie.
Budowa akademika przedłużyła się o pół roku i na przedostatni semestr zakwaterowano
wyższe męskie roczniki Sztuk Pięknych w dawnym hotelowcu PKP, zwanym
„burdelowcem”, DS 7, najbardziej odległym od centrum, usytuowanym obok dworca
kolejowego, gdzie przez miesiąc mieszkałem w pokoju z trzypiętrową pryczą, chociaż
w trójkę. W dzień PW, przysposobienia wojskowego, we wczesnych godzinach
porannych, słychać było tupot podkutych butów na stromych schodach lub łomot
zjeżdżającego na „plecach” przyszłego podchorążego, pędzącego na zajęcia.
Przeniosłem się po miesiącu na ostatnie piętro, do jedynego większego pokoju
z pryczami gdzie była nas szóstka, i gdzie dotrwałem aż do przenosin w grudniu
1966 r. do nowego, DS 6. I tutaj zamieszkałem z Wojtkiem, w trzyosobowym
pokoju, w dwójkę, takie mieliśmy przywileje udzielając się w ZSP.
(c.d. w następnym blogu 69.).
 

*
W blogu 62. z 04.06. informowałem że mam już napisaną część wspomnień ze studiów w Toruniu
   pod tytułem Akademiki. Wyszukiwanie i opracowanie materiału ilustracyjnego zajęło mi kilka
   miesięcy i stąd ta dawna data powstania blogu. Blogi 68. i 69. opublikowałem 06.10.2012.

………………………………………………………  


   
 
  <46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>