Strona
autorska
Blog 63   
 
<46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>

 
 
2007 - 2012   STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA
 
 

 
 

 

Galeria zdjęć
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
21062012
Gdańsk opanowany przez wrzeszczących przebierańców, wymalowanych
na wszystkie sposoby, tłumy na Długim Targu, Fontanna Neptuna broniona
przez ochroniarzy przed włażącymi na nią kibicami którzy próbują zawiesić
na Neptunie swoją narodową chustę czy szalik. W poniedziałek zaplanowałem
strzyżenie u sympatycznej fryzjerki urzędującej prawie tuż pod moim blokiem
i podczas ciachania resztek moich włosów zawsze sobie miło gawędzimy.
Opowiedziała jak wybrała się w niedzielę podczas meczu ostatniej szansy,
do fanzony w Gdańsku, i mocno wystraszona z powodu tłumu i ścisku, pilnowała
nowo zakupionego telefonu i pieniędzy. Po strzyżeniu pomaszerowałem kilka kroków
dalej do sklepu po zakupy i odczułem upalną temperaturę, jak na Wyspach Dziewiczych,
25 stopni w cieniu i silny w porywach ciepły wiatr, nietypowy, południowy, zwiastujący
zmianę pogody. Krysia pojechała na dyżur do wnuczki, wspomóc Olę gdy jest sama
z dwójką maluchów, a ja wpadłem na pomysł wybrania się po południu do Sopotu
na molo, na pierwszy, jeszcze wiosenny spacerek, jakby na pohybel słowom piosenki
a w chałupie smutki ....
Może coś pstryknąć, popatrzeć na przedsezonowy kurort.
Krysia była w sobotę poprzedzającą ten poniedziałek, na spotkaniu klasowym
absolwentów Liceum im. Chrobrego, po 40 ponad latach niewidzenia, i opowiadała
o tłumach na Monciaku, do późnej nocy.
Przy fontannie prace renowacyjne, wreszcie ten zaniedbany zabytek zabłyśnie na tle
Rotundy. Sopot poniedziałkowy pustawy, bilet na molo 7. zł dla emeryta. Trafiłem
na taki który nie otworzył kodem bramki, bileter też nic nie wskórał, poprosił o paragon
który pooglądał ze wszystkich stron i łaskawie dał przejść wejściem przez które
się wychodzi. Za bramkami nowa wystawa planszowa Muzeum Sopotu Sport w Sopocie
i dawne widoki kortów tenisowych, hipodromu, skoczni narciarskiej, strzelnicy, wyścigów
saneczkarskich, towarzystw gimnastycznych, wypełnionych tłumem, z epoki międzywojennej
i dawniejszej, jak zwykle świetna prezentacja ilustracji dawnych i dzisiejszych z komentarzami.
Przed Mariną spotkałem Zbyszka z mojej ulicy i przez chwilę powspominaliśmy
jak w dzieciństwie łowiliśmy ryby, certy i flądry z pomostu WDW i z mola, skoki na główkę
do wody, i takie tam refleksje o bylejakości tego niby nowoczesnego teraz jadłospisu
starszych panów, zwłaszcza mojego.
Później popstrykałem jachty w Marinie, między innymi sławnego Poloneza na którym
kapitan Baranowski opłynął dookoła świat, i faceta na jakimś urządzeniu wznoszącym
go kilka metrów nad poziomem morza, przy pomocy pompowanej wody ze skutera
wodnego. Nie wiem jak to fachowo się nazywa, brak słów do wyszukiwarki. W związku
z planowanym meczem w Gdańsku Chorwatów i Hiszpanów, po molu snuli się
zmęczeni kibice i przechadzali faceci w garniturach, pewnie jacyś oficjele sportowi.
Później dopiero się dowiedziałem o zakwaterowaniu Chorwackiej drużyny w sopockim
Hotelu Rezydent i stojąc tam przed chwilę w zbiegowisku czekających gapiów na wyjście
zawodników, rozpoznałem te same osoby widziane na molu, wsiadające do autokaru.
Przed dojściem do zbiegowiska przed hotelem postanowiłem skonsumować loda,
ale przegapiłem wcześniej bankomat Millennium i starczylo mi tylko na dwie
gałki na wynos
w kultowej sopockiej lodziarni włoskiej Milano, w której
wyborny smak lodów pamiętam od dzieciństwa. Pusto, żadnej kolejki, trzech
młodych obsługiwanych na zasadzie najpierw lody później kasa przez jedną panią.
Gdy doszło do mnie, przy kasie pojawiły się jeszcze dwie panie i musiałem
najpierw zapłacić. Tylko gotówka rzekła jedna z nich, a byłem skłonny zapłacić
kartą zbliżeniową za trzy gałki w moim standardowym zestawie malaga,
truskawkowy i czekoladowy.
No cóż, znajomi mnie nie poznają, sąsiad zauważył w windzie że coś pan taki
wychudzony, i ekspedientki pewnie pomyślały że chcę je orżnąć na dwie gałki
lodów. Przysiadłem naprzeciwko Algi na ławeczce w słabym cieniu pod
rachitycznym drzewkiem, i przykro to stwierdzić, lody byle jakie, w gałce
malagi naliczyłem osiem wielkich greckich rodzynek wymoczonych chyba
w wodzie, lody słabo mrożone, wafel rozmiękły z powodu cieknących lodów,
czekoladowy też taki sobie. Moje lody które kręcę sam w domu to jest pycha
i nigdy więcej nie kupię lodów Milano tak jak fryzjerka nigdy nie wybierze się
po raz wtóry do fanzony.
Przysiadła na tej samej ławce jakaś raczej wiekowa dama, zauważając słusznie
że jest upał i jedynie ten wiatr daje trochę ochłody, a ja zrewanżowałem się jej
opinią o byle jakich lodach i wspomnieniem dawnego baru szybkiej obsługi Alga
gdzie można było zjeść coś szybko, i byle jakiego, w czasach PRL. Pamiętam
zimnego mielonego z również wyziębionymi buraczkami i puree. Pani filuternie zadała
mi pytanie ile bym jej dał lat, i żeby jej nie zrazić powiedziałem 65. Niestety pomyliłem
się prawie o lat trzydzieści, gdyż zdradziła mi że ma 93. wprowadzając mnie
w niekłamany podziw, który przejawił się szybką ewakuacją w kierunku autobusu
z małym postojem przy Hotelu Rezydent gdzie zatrzymało mnie zbiegowisko
wspomnianych już gapiów i policji.
Autobusu nr 117. z przystanku przy supermarkecie Alma, naprzeciwko byłego
targowiska sopockiego. Gdyby targowisko prosperowało do dzisiaj, jaki byłby
to folklor w tym nowoczesnym kurorcie, z kartoflami i kapustą na bruku, jajami
z wolnego wybiegu w koszykach, drobiem świeżo i ręcznie oskubanym, grzybami
i jagodami w koszach, mlekiem i śmietaną w bańkach i innych. I bez tej konfekcyjnej
chińszczyzny, tylko artykuły spożywcze. Zdjęcia sopockiego targowiska z połowy
lat sześćdziesiątych, gdy pomagałem mamie przytargać zakupy i miałem przy
sobie aparat, są w galerii. Na jednym widać mamę przy straganie z kapustą.
D
o odjazdu autobusu jeszcze pół godziny, więc poczłapałem w górę w stronę
sopockiej gospody góralskiej czy chaty, Restauracji Harnaś, sąsiadującej przez ulicę
z schroniskiem dla zwierząt, a właśnie rozszczekały się pieski. Po chwili było już
cicho i tym malowniczym widokiem fasady Harnasia z kręcącą się imitacją młyńskiego
koła wodnego, pierwszy raz coś takiego widzę na góralskim domostwie, kończę
tą relację spacerkową ze zwyczajową na moim blogu galerią zdjęć.
………………………………………………………  


   
 
  <46>| 47> 48> 49> 50> 51> 52> 53> 54> 55> 56> 57> 58> 59> 60> 61> 62> 63> 64> 65> 66> 67> 68> 69>