Galeria zdjęć
|
|
02072008
Zaproszenie
od kierownika Gdańskiej Galerii Fotografii
na spotkanie z Aleksandrem
Jałosińskim, znakomitym fotoreporterem,
ilustratorem
i wydawcą, wykładowcą fotografii
dokumentalnej w PWSTiF w Łodzi. Wykład w sali 403 na Politechnice Gdańskiej. Przez
półtora roku byłem studentem Politechniki i postanowiłem przy okazji
spotkania
powrócić na chwilę do wspomnień z tamtych lat 1958 -1960 i odwiedzić dawne
przepastne korytarze, przypomnieć sobie ten stresowy klimat egzaminów.
Początek lipca
z przed czterdziestu laty. Egzamin na Wydział Architektury Politechniki
Gdańskiej. Zdałem słabo i nie zostałem przyjęty z braku miejsc. Próba
uczestniczenia
w zajęciach jako wolny słuchacz odrzucona przez Dziekanat z powodu braku
takiej
opcji mówiąc dzisiejszym językiem. Za dużo studentów na pierwszym
roku. Po trzech
miesiącach z powodu mojego pisemnego protestu że jednak przyjęto
wolnych
słuchaczy, pozwolono mi uczestniczyć w zajęciach. Ale trzymiesięczne
zaległości były
nie do odrobienia. Przez następne pół roku zgodnie z zaleceniami prof. Lama,
prowadzącego katedrę Rysunku i malarstwa na Wydziale Architektury PG, w jego
podręczniku: Władysław Lam, Rysunek i malarstwo. Państwowe
wydawnictwo
Naukowe, Poznań 1959, szlifowałem
rysunek głowy piórkiem, głównie portrety
aktorów
z okładek czasopisma Film. Z rysunku głowy dostałem
dwóję na egzaminie
i dlatego zdałem
słabo.
W technikum orłowskim rysowaliśmy przeważnie martwe natury.
W 1959 roku,
na egzaminie w drugiej już próbie dostania się na najbardziej
oblężony
wydział na Politechnice, prof. Lam wizytując egzaminowanych zatrzymał się
przy mojej
sztaludze i spytał gdzie uczyłem się rysunku. Zgodnie z prawdą
odpowiedziałem że
w szkole orłowskiej. Pokiwał głową i z rysunku głowy dostałem pięć. Przed
opóźniającym
się wywieszeniem listy przyjętych, przez dwie godziny krążyłem wokół
Politechniki
zastanawiając się co będę robił jak się nie uda. Udało się, ale po roku
stwierdziłem
że jestem za cienki do geometrii wykreślnej, statyki budowli, z całkowania i
innych.
Bez egzaminów z geometrii i statyki i
hapolu (Katedry Historii Architektury
Polskiej
Drewnianej), ale zaliczonym całym rokiem i innymi egzaminami, zakończyłem
edukację
na architekta. Z prof. Lamem spotykałem się kilkakrotnie w Muzeum
wykonując
reprodukcje jego prac malarskich. Nie pamiętał mnie. W
przeciwieństwie
do prof. Franciszka Otto u którego miałem jeszcze szanse na egzaminie
komisyjnym
z geometrii wykreślnej. Ostatni zaliczyłem na dwa plus i profesor zażartował
że mam
szansę. Po latach spotkałem go na korytarzu w Muzeum. Zajmował się
hobbystycznie
numizmatami i opracowywał ekspertyzę numizmatów przekazywaną do
Muzeum
Zamkowego w Malborku. W krótkiej rozmowie okazało się że pamiętał tamte
nasze
wydawałoby się ostatnie spotkanie, przy pokreślonym czerwoną kreską arkuszu
z pracą egzaminacyjną.
I spotkanie ze starszym panem, posługującym się notebookiem i
ilustracjami wyświetlanymi
na ekranie. Barwna opowieść o specyfice pracy reportera który poświęca życie
rodzinne
dla amoku robienia zdjęć. Stąd tyle wg Jałosińskiego rozwodów lub samotnego
życia
fotoreporterów. Dwa i pół miliona zdjęć skatalogowanych systemem
bibliotecznym
w prywatnym archiwum. Wydawane kolejne publikacje z opracowanymi również
opisami
zdjęć z niepowtarzalnych czasów PRL - u. Jego zdjęcia stanowią
bogaty wkład
w historię polskiej fotografii prasowej. I powrót do reportażu z
przed 30 lat.
Z miejscowości Rutka na Suwalszczyźnie. Wspaniały reportaż o biednej
miejscowości,
życie mieszkańców, architektura i umorusane dzieci bawiące się na ulicy. Po
trzydziestu
latach mieszkańcy, już starsi o trzydzieści lat, rozpoznają siebie na
zdjęciach
z dawnego reportażu. Również ci którzy byli wówczas dziećmi. Spore grono
przybyłych na wykład poznało historię życia zawodowego sławnego reportera
w obrazkach,
przeważnie
czarno
białych i wysiedziało do końca chociaż właśnie
zaczynał się
mecz Austria -
Polska. Ten czas zapisany w fotoreportażach
Jałosińskiego to
również moje
wspomnienia.
Przyszedłem wcześniej na spotkanie
i sfotografowałem
korytarze Politechniki
pełne nagle przypomnianych
zdarzeń
z przed lat.
Na zadaszonym dziedzińcu obok uruchomionego
wahadła Foucault'a,
które
pokazuje ruch obrotowy ziemi, ustawione sztalugi i mimo późnej pory
trwa
egzamin
praktyczny dla kandydatów na architektów z rysunku i malarstwa.
Odbywa
się wcześniej by wyeliminować tych którzy nie mają umiejętności plastycznych
lub
nie ćwiczyli tak jak ja przed laty z książeczką prof. Lama w ręku. Przed
dziekanatem
tasiemcowe listy grup kandydatów. Może jest ich więcej niż dziesięciu na
jedno miejsce?
I nic prawie się nie zmieniło. Nawet w sali obok katedry hapolu, gdzie
podczas wykładu
prof. Markowskiego, zamiast rysować żmudnie kreślone widoki chałupy
zabawialiśmy
się rzucaniem papierowych strzał. Jedna przeleciała nad ramieniem profesora
i uderzyła
w tablicę. Profesor nie odwracając się dokończył rysowanie, przerwał w
milczeniu
wykład i na kilku ostatnich wykładach semestru się nie pojawił. A egzaminy
były
oblewane seryjnie. Ja już tego nie doświadczyłem rezygnując z dalszej
edukacji
na Politechnice. Wracałem pustym prawie tramwajem i wyludnionymi ulicami.
Wszyscy kibicowali Polsce na
Mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Jakieś
panienki wyskoczyły z bramy ciesząc się z bramki strzelonej przez Polskę.
Zwolniłem
przechodząc przez Park Oliwski
i spojrzałem na okna pracowni fotograficznej
w Pałacu Opatów. Rok temu przekazałem ją mojemu następcy. Pracowałem
tam nawet do 24. Wszystkie okna były ciemne. Tylko restauracja Pałacowa
kusiła
nastrojowymi światłami.
………………… ……………………………………… |