Strona autorska |
Blog 32
1> 2> 3> 4> 5> 6> 7> 8> 9> 10> 11> 12> 13> 14> 15> 16> 17> 18> 19> 20> 21> 22> 23> 24> 25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|
2007 - 2012 | STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA | |
|
042009 * Niemnie, domowa rzeko! Gdzież są tamte zdroje, A z nimi tyle szczęścia, nadziei tak wiele? Kędy jest miłe latek dziecinnych wesele? Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje? Adam Mickiewicz Pozostawiają nam zdjęcia, pożółkłe, niektóre opisane na odwrocie rozedrganym starczym pismem. Tuż przed śmiercią porządkują archiwum, lub nie, zaskoczeni chorobą, niedołęstwem związanym z podeszłym wiekiem. I takie archiwum odziedziczyłem, mnóstwo zdjęć ojca, fotografa zawodowego. Porządkowane przez mamę już po jego śmierci w roku 1975. Przegapiłem moment gdy odchodzili, nie wypytywałem dokładnie jak to było, nie skojarzyłem tej całej dokumentacji obrazkowej z ich życiem. Pozostały strzępy informacji i możliwość skanowania tych małych zdjęć, dokumentów, korespondencji. I właśnie w tym blogu będzie o moim ojcu, Józefie Petrajtis, urodzonemu na Litwie w mieście Rumszyszki. Zalew Kownieński na Niemnie (Kauno Marios) zatopił to miasteczko, z którego ocalał kościół przeniesiony do sławnego skansenu - Litewskie Muzeum Kultury Ludowej w Rumszyszkach (Lietuvos liaudies buities muziejus, Rumšiškės). Tylko w ocalałym kościele mógłbym przywołać jakieś obrazki z dziecięcych lat mojego ojca. Sławne „ławy podwodnych kamieni, a bystra rzeka bałwani się na nich i burzy” poniżej Rumszyszek, opisane w relacji Zygmunta Glogera w 1872 roku, też pewnie były miejscem odwiedzanym przez dzieciarnię miasteczka na początku XIX w. Ojciec urodził się w 1898 r., ale zawieruchy wojenne, rewolucja 1917 r., kilkakrotna utrata dokumentów, rozproszenie rodziny i nawet mama twierdziła że był starszy. Nazwisko Petrajtis może pochodzące od Petraviczius, to również z informacji od mamy, a później co wynika z nielicznych dokumentów które ocalały, Piotrowicz, Petraitis i w końcu Petrajtis. Trudności z prawidłowym wymówieniem czy napisaniem mojego nazwiska w rozmaitych urzędach przećwiczyłem wielokrotnie. Wnikliwa opowieść Z.Glogera „Dolinami rzek. Niemen” szczegółowo opisuje nadbrzeżne osady, ludzi, architekturę. Przed Rumszyszkami zaczął nas prześladować wiatr silny, który pozwalał płynąć tylko przy brzegu, gdzie znowu łódka nasza więzła wśród kamieni. Rumszyszki, małe miasteczko w pow. Kowieńskim, przy ujściu strumyka zwanego Przemianą, leżały niegdyś na szlaku, kędy Krzyżacy przeprawiali się nieraz przez Niemen, gdy uderzali w serce Litwy. Poniżej miasteczka drobny nasz statek miał przebywać słynne Dyable mosty na Niemnie. Co prawda opis jest o ćwierć wieku wcześniejszy, ale tak pewnie wówczas było na tych terenach, gdyby sięgnąć do korzeni mego rodu, o którym nic nie wiem. Inny opis W 27 lat później opisujący podróż Niemnem i Kowno z roku 1899 jeszcze bardziej przybliża czasy gdy w tych miejscach przebywał mój ojciec. Z życiorysu ojca wiadomo że pracował w Kownie w zakładzie fotograficznym, powołany w 1916 w Kazaniu do wojska rosyjskiego w którym służył do 1923 roku, walczył w Turcji i ranny dostał się do niewoli tureckiej. Po zwolnieniu z wojska przyjechał do Polski. Nie miał rodziny w Polsce, czy miał przyjaciół? Jak dawał sobie radę będąc całkowicie zdany na własne siły. Nie wiem. Zaczął pracować od 1923 r. w Gdyni początkowo w firmie Foto Hermanowski do 1926; do 1930 Foto Elżanowski; do 1936 Foto Brom. W Księdze Adresowej Gdyni, rocznik 1937 - 38. pod numerem 13396 jest zapisany: Piotrowicz Józef, Abrahama 39, fotograf. Właściciel domu Flisek Michał. Foto laboratorium Zygmunta Elżanowskiego, na zdjęciu właściciel. Ilustracja z artykułu „Kto fotografował Gdynię?” Jacka Dworakowskiego, 30 Dni, nr 9, wrzesień 2001 Jak wcześniej już wspominałem na blogu 9, z okresu gdyńskiego zachowało się niewiele zdjęć. W latach 90 - tych na wystawie w Muzeum Miasta Gdyni zauważyłem ojca na małym zdjęciu w gablotce. Stał przy planszy z reklamą usług fotograficznych przed domkiem na ul. Starowiejskiej. Schylony przed dłuższą chwilę nad szybą gabloty, wzbudziłem zaniepokojenie pań pilnujących ekspozycji. Zdjęcie na statku białej floty, w Jastarni na nadmorskim bulwarze na motocyklu, w oknie pociągu kursującego na trasie Gdynia - Zakopane, to nieliczne obrazki z czasów gdyńskich. Zdjęcia z lat trzydziestych z Zakopanego, zwłaszcza jedno opisane przez mamę, ojciec w towarzystwie Lopka (Kazimierz Krukowski), Wandy Wasilewskiej, to zdjęcie jest tematem osobnego blogu, świadczy nie tylko o spędzaniu urlopów w Tatrach, ale może o wykorzystywaniu sezonu zimowego w górach do pracy zarobkowej przy uwiecznianiu turystów. Zdjęć jest coraz więcej, z pobytu nad Czarnym Stawem Gąsienicowym i innych miejscach w Tatrach, z górskich uzdrowisk, już częściej w towarzystwie pięknej brunetki o promiennym uśmiechu, później swojej żony i mojej mamy, którą uwieczniał na licznych zdjęciach. Z żartobliwej opowieści ojca wynikała romantyczna opowieść, że w wigilijny wieczór spotkali się przypadkowo na mostku w Zakopanem, pewnie nad Foluszowym Potokiem. Na ramieniu widać zwisający z boku na paseczku najnowszy cud techniki fotograficznej, aparat Leica, pozwalający całej grupie „leikarzy” masowo uwieczniać szczęśliwych turystów w Gdyni, Zakopanem, Rabce, Żegiestowie, Krynicy. W poszukiwaniu atrakcyjnych miejscowości uzdrowiskowo - turystycznych, gdzie było dużo wczasowiczów i turyści chętnie się fotografowali, dotarł nawet do Karpat Wschodnich. Na zdjęciach widać ojca w pociągu jadącym z Warszawy do Worochty, nazywanej drugim Zakopanem, jest na zdjęciu na tle nieistniejącego już mostu kamiennego w Jaremczy, miejscowości uzdrowiskowej również prężnie się rozwijającej. Inne w kajaku z podglądem na charakterystyczny most kolejowy na Dniestrze w Zaleszczykach, letnisku bardzo modnym w latach międzywojennych, nazywanym Polską Riwierą. Ostatecznie w 1936 lub 37 roku ojciec opuścił Gdynię, przeniósł się do Zakopanego i domyślam się, że powodem tej decyzji była wspomniana już piękna brunetka. Pracował w Fotomie w Rabce, Foto Bronek i Foto Filmie w Zakopanem do 1939 roku a później ponownie w Rabce już w czasie okupacji w zakładzie Foto Grabowski. O rabczańskich fotografach można więcej się dowiedzieć ze strony Stowarzyszenie Kulturowy Gościniec. Z tego fachu „leikarzy” pstrykających zdjęcia często bez przedpłaty - kto chciał przychodził do zakładu fotograficznego na adres podany na wręczanej wizytówce i wybierał sobie zdjęcie z wglądówki - można było świetnie zarabiać. W zbiorach zdjęć jest reportaż z rajdu motocyklowego do Zaolzia, do grobów Żwirki i Wigury, i zdjęcie uczestniczącego w nim ojca przy motocyklu. Mama pracowała w sklepie Wandy Komendzińskiej na Krupówkach w Zakopanem z pamiątkami i góralską sztuką ludową. Zdjęcia ul. Krupówki w Zakopanem z lat trzydziestych, Tygodnik Podhalański, link tutaj Tuż przed wybuchem wojny rodzice otworzyli własny mały biznes. Te dwa zdjęcia powyżej z widokiem ul. Krupówki, wyszperane w Internecie, ilustrują Zakopane mniej więcej z końca lat trzydziestych. Wojna zakończyła dla wielu ludzi sprawy doczesne, inni mieli rozmaite szanse przeżycia. W marcu 1940 r. mama przedostała się do Rabki targając mnie, trzymiesięcznego niespełna niemowlaka, przez dwumetrowe zaspy bardzo mroźnej i śnieżnej zimy. Wkrótce dołączył ojciec. Mieszkali w Domu Koska. Nad płynącym poniżej potokiem Słonka i w innych miejscach Rabki mam zdjęcia tak pogodne, że często zastanawiam się jak można je było zrobić w świecie ogarniętym wojną. Ocalały negatywy szerokiego formatu, zdjęcia zrobione w trakcie plażowania nad rzeczką Słonką, podczas pierwszego lata w moim życiu, późniejsze gdy mam dwa lub trzy lata, i będą w osobnym blogu. Niestety w 1943 ojciec trafił na roboty przymusowe do Niemiec i zaczęła się walka o przetrwanie samotnej kobiety z dwójką dzieci. W czerwcu 1943 r. urodził się brat. Gdy ojciec wracał w 1945 z robót przymusowych, zatrzymany na rogatkach miasta, obronił się przed rozstrzelaniem tylko dzięki znajomości języka rosyjskiego. W tym samym roku w maju wyjechaliśmy do Sopotu i zaczęła się zawodowa przygoda ojca, w nowym systemie, nie tolerującym prywatnej inicjatywy. Pierwsze kilka lat po wojnie to nieźle prosperujący mały zakład, laboratorium z odbiorem zdjęć amatorskich i operatorskich z plaży i innych, przeważnie reportażowych. Odbiór zdjęć był vis-á-vis kościoła św. Jerzego w pawilonach wybudowanych w miejscu domu towarowego Fasta, spalonego w 1945 r. z którego ocalał tylko portal wejściowy. W publikacji Rzemiosło Ziemi Gdańskiej w latach 1945 - 1970 jest zdjęcie grupy fotografów zrzeszonych w Wojewódzkim Cechu Fotografów przy okazji ufundowania sztandaru cechowego i pierwsza osoba od lewej to stojący mój ojciec.** Jako właściciel firmy prywatnej „Foto Bałtyk” w Sopocie, musiał ją zlikwidować z powodu uchwały: Sejmu z 21 lipca 1950 roku o ostatecznej wersji planu sześcioletniego. Zakładano w niej całkowitą likwidację wolnego rynku na rzecz systemu gospodarki nakazowo - rozdzielczej. Państwo stało się rodzajem centralnie sterowanego przedsiębiorstwa, a wszystkie siły wytwórcze miały służyć wyłącznie realizacji planu. Planowa likwidacja prywatnej inicjatywy i związane z tym rozmaite szykany wobec bardziej indywidualnych właścicieli zakładów. Początkowo prowadził punkt usługowy Spółdzielni Fotografów w Gdyni, następnie sklep drogeryjny z artykułami chemicznymi w Sopocie. Były to krótkie okresy zatrudnienia gdzie nadmierna biurokracja nie została opanowana przez człowieka posługującego się w celach zarobkowych małym aparatem „Leica” i fotografującym ludzi na tle gór czy morza. Powrócił jako „operator” do tejże Spółdzielni Fotografów„Fotoplastyka”, wynajmował się również do innych zakładów fotograficznych np. w Łebie i fotografował wczasowiczów do pamiątkowych zdjęć. Zimą produkował nielegalnie pocztówki świąteczne, reprodukcje fotomontaży Batorego z jajkami wielkanocnymi i baziami, kolorowane choinki z rozmaitych archiwalnych pocztówek, które zbierał od znajomych, z motywem szopki, „bombek”, z okazji nowego roku, zakochanych par, róży i wiele innych. Wykonywał też baranki wielkanocne ze stearyny - sam odlewał formy z gipsu - był akwizytorem zamówień na wspólną fotografię małżeńską w formie fotomontaży z powiększanych zdjęć legitymacyjnych na matowym papierze, kolorowanych pastelami. I cały czas myślał o tzw. punkcie, miejscu atrakcyjnym na założenie zakładu fotograficznego wówczas, gdy po odwilży 1956 roku trochę odtajały lodowate bariery hamujące rzemiosło prywatne. Przeprowadzka do nowego mieszkania na ul. Monte Cassino 29, co prawda w głębokim podwórku, ale blisko deptaka, i wydzielenie z kuchni niewielkiej ciemni a z korytarza miejsca odbioru zdjęć, znowu dało nadzieję na normalną pracę jak za dawnych przedwojennych lat. Firma miała tą sama nazwę „Foto Bałtyk”. Ukończyłem technikum orłowskie, nie dostałem się na studia, więc pomagałem ojcu w produkcji widokówek, które dostarczał do sprzedania na licznych stoiskach z pamiątkami na Skwerze Kościuszki w Gdyni. Pamiętam sesję zdjęciową w Gdyni, fotografowanie Skweru Kościuszki z dachu kamienicy, stateczki żeglugi przybrzeżnej, molo z wieży Zakładu Balneologicznego, wschody słońca nad plażą, motywy widokówek chętnie kupowanych. Po wejściu na szczyt Kamiennej Góry fotografujący panoramę nieznany fotograf powiedział że macie panowie szczęście ponieważ na taką pogodę jak dzisiaj czekałem od dwóch miesięcy. Zawsze wierzyłem w szczęśliwa rękę mego ojca. Pocztówki imieninowe podmalowane farbkami spożywczymi, przeważnie wpatrzone w siebie zakochane pary, róże, i inne, doczekały się w „Dookoła świata”, popularnym w latach 50 i 60 czasopiśmie, krytycznego komentarza i zilustrowały kiczowatość w tej formie publikacji. Produkcja pocztówek była coraz bardziej rugowana z działalności zakładów rzemieślniczych na rzecz wielkiego koncernu Prasa - Książka - Ruch i Krajowej Agencji Wydawniczej. Krytyka produkcji rzemieślniczej zmierzała do całkowitego zakazu wytwarzania pocztówek. I tak się stało. Ale wiele pocztówek nielegalnie produkowanych, kiczowatych czy religijnych, sprzedawało się jak świeże bułeczki i były dostarczane głównie do sprzedawców na targowiskach. Po latach KAW zrozumiała że gusty klienta liczą się najbardziej i też rozprowadzała słodkie imieninowe widoczki. I wówczas nikt nie wytykał że to kicz. Złapany na targowisku sprzedawca z nielegalnym towarem niestety potrafił zadenuncjować ojca i mieliśmy naloty Urzędu Kontroli Prasy, konfiskaty pocztówek i komornika rekwirującego sprzęty domowe do czasu spłaty nałożonej kary. Wspaniała oryginalna „Leica” została sprzedana dużo wcześniej dla poratowania budżetu domowego i ojciec fotografował „ruskimi” aparatami, „Zorką”, „Fedem”, „Moskwą”, „Kijewem”. Po grudniu 1970 ojciec wykupił na molu licencję na fotografowanie, zatrudnił fotografa z makietami statków, łodzi, rowerkami, i przez ostatnie pięć lat siedział za małym stolikiem w przedpokoju wydając tylko zdjęcia. Czasami pomagałem w pracach laboratoryjnych gdy było dużo zamówień. Na zdjęciach rodzinnych których twórcą od końca lat 1950 byłem już ja, jako absolwent Liceum Technik Plastycznych, (przygotowany do wykonywania prac dla potrzeb przemysłu i rzemiosła plastycznego w zakresie fotografii, to cytat ze świadectwa dojrzałości) można prześledzić rozmaite wydarzenia codziennego życia. Zupełnie innego i o wiele uboższego niż przed wojną. Ojciec nigdy od przyjazdu do Sopotu nie wyjechał chociaż na kilka dni, w ulubione góry, na stare ścieżki tatrzańskie. Tuż po przyjeździe do Sopotu w 1945 roku wykombinował w trudnym okresie powojennym sobie i nam narty i cała trójka, ja z bratem i ojciec, z ul. Bitwy pod Płowcami gdzie początkowo mieszkaliśmy i dalej ówczesną ul. Dzierżyńskiego, wędrowała do lasu, dochodząc drogami leśnymi do Łysej Góry. Do tej atrapy Kasprowego. W końcówce swojego życia ojciec był coraz bardziej chory, zmęczony, ale twardo walczył o byt. Renta którą zaproponował ZUS była zbyt mała aby mógł utrzymać żonę i siebie. Po dwóch poważnych operacjach jeszcze próbował dalej pracować. W październiku 1975 na rozpaczliwy telefon mamy zawiozłem ojca taksówką do szpitala im. Kieturakisa w Gdańsku i następnego dnia rano był telefon od mamy że ojciec zmarł w nocy. Uspokojony, ze świadomością fachowej opieki w szpitalu, po prostu zasnął. Przy odbiorze rzeczy osobistych pielęgniarka przekazała nam równowartość mojej półrocznej pensji w muzeum, pieniądze które przewidujący ojciec zabrał do szpitala i schował pod poduszkę. Miały go uratować. Dwa miesiące wcześniej udało mu się dotrzeć samodzielnie na molo i sfotografowano go na tle sopockiej letniej plaży, którą tyle razy przemierzał zachęcając turystów do sfotografowania się na tle pięknego Bałtyku. To było ostatnie zdjęcie uwieczniające fotografa Józefa Petrajtis. Dziękuję forumowiczom z portalu www.321gory.pl, Karolinie, jkch, GB, jasiek, dagomar za edukację w określeniu miejsc w których przebywali moi rodzice w Tatrach i nie tylko. * Data rozpoczęcia tworzenia blogu aż do dnia dzisiejszego 28.02.2010, daty opublikowania. ** Kazimierz Kubik, Władysław Gaworecki, Rzemiosło Ziemi Gdańskiej w latach 1945 - 1970, Izba Rzemieślnicza w Gdańsku, Gdańsk 1970, str. 119 …………………………………………………… |
|
|
1> 2> 3> 4> 5> 6>
7>
8>
9>
10>
11>
12>
13>
14>
15>
16>
17> 18>
19>
20>
21>
22>
23>
24>
25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|