Strona autorska |
Blog 10
1> 2> 3> 4> 5> 6> 7> 8> 9> 10> 11> 12> 13> 14> 15> 16> 17> 18> 19> 20> 21> 22> 23> 24> 25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|
2007 - 2012 | STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA | |
26112007 Zaproszenie na wystawę do muzeum Miasta Sopotu. Spotkałem Panią Dyrektor Muzeum na otwarciu Muzeum Miasta Gdyni, poprosiłem i dostałem od ręki. Wcześniej na stronie internetowej w zapowiedziach zainteresował mnie temat wystawy „Paul Puchmüller. Architekt który przemienił Sopot w miasto”. 8 października 1901 r. Sopot uzyskał prawa miejskie. Pół roku wcześniej Puchmüller zaczął pracę jako gminny budowniczy w Sopocie a z dniem 8.10. w miejskim magistracie już jako budowniczy miasta decydował przez dwadzieścia lat o jego rozwoju architektonicznym i urbanistycznym. Jako autor i współprojektant stworzył między innymi takie budowle jak Zakład Kąpielowy, nowy Dom Kuracyjny, Łazienki Północne i Południowe, trzy szkolne gmachy, nowy ratusz. Inne to osiedle domków rybackich wokół Placu Rybaka i projekt Opery Leśnej. Gdy latem w 1945 roku przyjechałem z rodzicami i bratem do Sopotu, rok wcześniej, w 1944 r. ośmioletni wnuk sławnego architekta Axel Puchmüller ostatecznie powrócił do Berlina. Był na wernisażu, wyraźnie wzruszony pamięcią o swojej rodzinie i pięknymi ekspozycjami. W jego wspomnieniach niewiele jest opowieści o dziadku którego widział po raz ostatni w roku 1940. Zdjęcia rodzinne częściowo ocalały, przechowane przez nowych, powojennych mieszkańców willi w której mieszkali dziadkowie. W 1943 roku, w rok po śmierci dziadka, Axel znalazł się powtórnie w Sopocie u babci z powodu nalotów i ewakuacji mieszkańców Berlina. Spędzał czas w lecie na prawie codziennych kąpielach w morzu, spacerach po lesie, w zimie na sankach. Tak samo jak ja z bratem rok później. Część co prawda pięknych budowli jego dziadka legło w gruzach i na przedpolach Sopotu tkwiły spalone czołgi, ale morze i lato na plaży dla mnie, pięciolatka, było całym światem. Kolega, którego ojciec był dozorcą na terenie Opery Leśnej, umożliwiał nam zabawy na jej terenie, na galerii z tyłu widowni, w tunelach dla orkiestry pod sceną. Tak poznałem od podszewki dzieło budowniczego miasta. W stawie przed Operą, nazywanym teraz Morskim Okiem, łowiliśmy liny. Pamiętam narty wyszykowane ze starych, znalezionych w piwnicy, przepiłowane na pół dla mnie i brata. I domowym sposobem wygięte przody jednej pary nad „parą” przez ojca „majsterklepkę”. Wyprawy zimą na Łysą Górę. O tym wszystkim musiał już zapomnieć Axel Puchmüller. Jego dziadek zmarł w 1942 r., pochowany w Sopocie na cmentarzu ewangelickim. Całkowicie prawie rozszabrowanym, w dawnych grobowcach są inne mogiły. Grób Paula Puchmüllera nie zachował się. Axel Puchmüller w swoich wspomnieniach mówi o reprodukcjach obrazów Arnolda Böcklina w mieszkaniu dziadka, szwajcarskiego malarza symbolisty, mającego wpływ na malarstwo polskich artystów, Mechofera, Malczewskiego, Wyspiańskiego. W mieszkaniu poniemieckim na ul. Bitwy pod Płowcami, gdzie zamieszkaliśmy, były też reprodukcje albumowe Böcklina, Kate Kollwitz, albumy ze sztuką antyczną Grecji, ilustrowana encyklopedia z której powycinałem kolorowe ilustracje zwierząt. W nowej rzeczywistości powojennej wszystko co niemieckie było całkowicie negowane. A przecież wyposażenie trzypokojowego mieszkania było poniemieckie i trzeba było wykupić meble. Gdy nie miałeś pieniędzy to łóżka, stoły i krzesła pozostawiano a resztę rekwirowano. Po kilku życiowych przeprowadzkach, z tego dawnego mieszkania mam pudełko metalowe po ciasteczkach, ocalałe dlatego że mama przechowywała w nim guziki, figurkę porcelanową i atlas anatomiczny wycięty z encyklopedii. I własne wspomnienie Łazienek Południowych, gdzie w lecie często przebywałem wypatrując ojca. W jego fachu leikarza, chodzącego po plaży i pstrykającego zdjęcia wczasowiczom, zawsze mogłem liczyć na to, że po kolejnym „nawrocie” kupi mi kefir i słodką bułkę drożdżową. Łazienki zniknęły z krajobrazu Sopotu. Niszczejące z roku na rok wreszcie rozebrano. Są na pięknych archiwalnych zdjęciach, zrobionych prawdopodobnie z wieży Domu Kąpielowego. Tłum plażowiczów kąpiących się i opalających. Teraz remontuje się stare domki sopockie. Ale takiego zabytkowego kąpieliska, z kabinami z prysznicem, nie ma. Tylko wielka hałaśliwa restauracja i hotel na plaży w miejscu Łazienek Południowych. Gmach nowego Domu Zdrojowego powoli wyłania się obok zachowanego Zakładu Kąpielowego. Dawnymi czasy, co sobotę udawaliśmy się z ojcem do Zakładu, do miejskiej łaźni, suchej i parowej. Pluskaliśmy się w basenach naprzemiennie w zimnej i ciepłej wodzie, piliśmy wodę mineralną, jakiś tam „zdrój”, polegując w wielkiej sali na leżakach. To był projekt wielkiego architekta, może nie tylko dla bogatych kuracjuszy. Po wojnie dla wszystkich, za niewielką opłatą. Mieszkanie w którym mieszkaliśmy niestety było bez łazienki domowej. Prezydent Miasta Sopotu (był na wernisażu), obiecuje że już w przyszłym roku 2008, będzie można podziwiać zmiany w okolicy sopockiego mola. Architektura będzie nawiązywać do zabytkowej, stworzonej przez „Architekta który przemienił Sopot w miasto”. Przywracana nowa świetność miasta przez nową architekturę, gdyby jeszcze współgrała z przywróconą czystością morza z tamtych przedwojennych i tuż powojennych lat, gdy przebywaliśmy od rana do wieczora na sopockiej plaży, zamieniając się czasami w dzieci ryby. Pustoszejące sale muzealne skłoniły również i mnie do opuszczenia tej pięknej siedziby muzeum Sopotu, w dawnej willi rodziny Claaszenów. „Szczęśliwe życie rodziny w sopockim domu, w przyjaznym sąsiedztwie i pięknym otoczeniu...”. Oświetlona willa i bliskość morza z malowniczym widokiem plaży, księżycem i błyszcząca wodą, skłoniła mnie do spacerku drogą wspomnień. Częściowo promenadą nadmorską a później ul. Grunwaldzką obok wyraźnego konturu tunelu pod ul. Bohaterów Monte Cassino. Szumiąca woda pomp odwadniających tunel, zimny wiatr od lądu przy powrocie z mola i przejście deptakiem wśród kilkunastu chyba kawiarni, kafejek z kominkami, ogienkami świeczek na stolikach, prawie pustych. Zima się zbliża, nastrój już świąteczny w oświetleniu ulicy i tylko cień minionej epoki tkwi w zakamarkach starych domów. ……………………………………………………… |
||
|
1> 2> 3> 4> 5>
6>
7>
8>
9>
10>
11>
12>
13>
14>
15>
16>
17>
18>
19>
20>
21>
22>
23>
24>
25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|