Strona autorska |
Blog 43
1> 2> 3> 4> 5> 6> 7> 8> 9> 10> 11> 12> 13> 14> 15> 16> 17> 18> 19> 20> 21> 22> 23> 24> 25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|
2007 - 2012 | STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA | |
Galeria zdjęć |
25082010 A jednak jeszcze trochę poezji z małym wątkiem prozy. To nawiązanie do poprzedniego, 42 blogu. 13 sierpnia wybrałem się do przychodni zdrowia, nazywanej też szumnie Centrum. Kończyły się leki i przy urlopach lekarzy, można skorzystać jedynie z prawa do wypisania leków bez wizyty, dla pacjentów przewlekle chorych, a do takich się z żoną zaliczamy. Trzeba tylko podrzucić książeczki zdrowia z wypisanymi na kartce pigułami. A później wsiadłem do tramwaju i późnym już popołudniem podjechałem dwa przystanki do Jelitkowa. Powędrowałem promenadą do Sopotu, żeby rozruszać się trochę na takim spacerku ad hoc. Na mijanych słupach, ogrodzeniach, wywieszone ogłoszenia o poszukiwaniu młodej, niefrasobliwej dziewczyny, która zaginęła bez śladu, wracając promenadą od Sopotu z jakiejś imprezy towarzyskiej, samotnie nad ranem do domu, i którą bezskutecznie poszukuje rodzina i duża grupa, nawet zupełne nieznanych osób. W knajpkach, które wyrosły na brzegu koncerty na żywo. Można ochłodzić się nie tylko drinkiem - słuchając muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, do której wtóruje falujące morze - ale również niezłą bryzą po raczej dusznym i upalnym dniu. Ogólnie pogoda w tym roku w Sopocie to klimat Wysp Karaibskich, ponad 26 stopni w cieniu. Przysiadłem na tarasie knajpki obok hotelu chińskiego przy gorzkiej herbatce i kieliszku słodkiej Żołądkowej Gorzkiej, przyglądając się, jak grają w piłkę siatkową na plaży. W taką pogodę w latach 60 - tych odbijałem piłkę w kółeczku, również do takich późnych godzin. Na zakończenie była zawsze kąpiel. Zmrok powoli zapadał, przy molu odbywała się prezentacja załóg w regatach Sopot Match Race 2010. Szczegóły na stronie do której link. I zacząłem fotografować Sopot by night. Przy Grand Hotelu doszedłem nawet do brzegu morza i w następnej knajpce, na leżaku tuż przy brzegu, wysączyłem tym razem kieliszeczek Krupniku. Bardzo lubię na Travel wędrówki Kevina, który przemierza słynny szlak whisky. Też mam swoje mini szlaki i też je próbuję uwiecznić. Na plaży i w parku mnóstwo spacerujących, fontanny przed Grand Hotelem od strony morza i wejścia, a na Monciaku tłumy, wypełniające wszystkie miejsca w licznych lokalach, ogródkach, na tarasach. Przed Domem Zdrojowym mini wystawa, prezentacja kilku ekskluzywnych modeli BMW, w tym dwóch Cabrio. Obok tunelu, w ogródku kawiarni głośny koncert. Grali między innymi bossa novę „The Girl From Ipanema”, ale bardzo przeciętnie, bez porównania do mojego nagrania Stan Getz & Joao Gilberto, nawet w telefonie. Miałem w planie uwiecznienie otwarcia w Domu Zdrojowym pierwszej wystawy w nowej siedzibie Państwowej Galerii Sztuki, jako dopełnienie moich reportaży o wielkich „budowach kapitalizmu” w Sopocie, ale po przeczytaniu „Państwowa Galeria Sztuki po staremu od nowa” i informacji „No to do najbliższego czwartku. Aha, wejście tylko za okazaniem zaproszenia. Nareszcie! Nieproszone moczymordy wernisażowe niech się więc nie wybierają”, dałem sobie spokój. Zwiedzę innym razem, może nie pogonią przy próbie fotografowania. Galeria projektowana od podstaw, tak jak Muzeum Miasta Gdyni, więc nic by się nie stało, gdyby pierwszy wernisaż był dostępny dla tłumów, jako reklama, promocja, tak jak to było w Gdyni na otwarciu nowego gmachu Muzeum Miasta. Kiedyś, jako bywalec wielu wernisaży, byłem świadkiem, jak nie skonsumowane wino wernisażowe zlewano do butelek. Nieliczna publika wernisażowa wolała sok niż serwowane cienkusze. Kultura zawsze wszak niedoinwestowana. To dzień po wernisażu i mimo późnej pory widać we wnętrzu Galerii pracujących przy malowaniu ściany. Przed klubem SPATiF, klubem legendą sopockiej bohemy, przystanęła grupka dziewczyn w stylowych kapeluszach i po chwili ruszyła do klubu po równie legendarnych stromych schodach, z których stoczyło się już wielu, na skutek dłuższego drinkowania. Ruszyłem za kapeluszami i przez chwilę wtopiłem się w atmosferę klubu, fotografując ten niepowtarzalny klimat wnętrza, ściany obwieszone do ostatniego miejsca, wszystko zajęte, tłok przy barze. Kiedyś byłem tutaj kilka razy na przedłużonym zakończeniu jakiejś imprezy i wchodziłem na legitymację instytucji kulturalnej. Teraz podobno „selekcja przy wejściu”. Wyglądam dosyć nobliwie, nikt nie sprawdził. Dziewczyny w kapeluszach wzbudzały coraz większe zainteresowanie, ale ja pobiegłem do ostatniego autobusu, ponieważ kasa została nadwątlona w ten pełen wrażeń piątek 13 sierpnia 2010 roku. …………………………………………………… |
|
|
1> 2> 3> 4> 5>
6>
7>
8>
9>
10>
11>
12>
13>
14>
15>
16>
17>
18>
19>
20>
21>
22>
23>
24>
25> 26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd. |
|