Strona
autorska
Blog 20   
 
1>
 2> 3> 4> 5> 6> 7> 8> 9> 10> 11> 12> 13> 14> 15> 16> 17> 18> 19> 20> 21> 22> 23> 24> 25>

 
26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd.
2007 - 2012   STRONA GŁÓWNA | BLOG | GALERIA FOTOGRAFII | ARCHIWALIA
 

 

 

 

 

 

 

 

Galeria zdjęć
 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 
 

 

   
04082008
 
Żeglarze dziś wypłynęli,
Szaro i smutno na kei.
Został po nich, wierzcie - nie wierzcie,
Kilwater pijany szczęściem!

 
             Jerzy Porębski, fragment piosenki żeglarskiej

Następne słowa innej piosenki żeglarskiej „Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?” też „Poręby”, z nagrania kasetowego
z zeszłego wieku, wydanego przez studencki „Bratniak” w Szczecinie. Te słowa mogły
by się odnieść do każdego kto miał szczęście być żeglarzem. Nawet takim śródlądowym
jak ja, z książeczką żeglarską z połowy lat 60 - tych  i stopniem „żeglarz”. Z wpisanymi
skrupulatnie przebytymi rejsami. Mazury, jezioro Węgorzewskie, Tałty, Mikołajskie,
Śniardwy, Ross, Bełdany. Obozy żeglarskie na jeziorach Kierskim i Drawskim.
To taka recytacja z pamięci. Wcześniej próby całkowicie amatorskiego pływania,
na wypożyczonej słonce konstrukcji Plucińskiego, z ożaglowaniem ok. 7 - 8 m².
Żeglowanie na jeziorze Nidzkim, bez jakichkolwiek uprawnień, noclegi pod namiotem
w Ruciańskiej Nidzie, Soplica na katar w knajpce na brzegu. Rejs na pełnym
morzu też przerobiłem. Dyplomowanego żeglarza zaliczyłem na trzecim roku
studiów i tam również budowałem jacht pełnomorski dla UMK, w ramach
zajęć studenckiego klubu żeglarskiego. Spławiony Wisłą od Torunia do Gdańska,
pełnomorski jacht kilowy, trzeba było po sezonie zaholować przynajmniej
do Bydgoszczy i padło na dwóch świeżo upieczonych żeglarzy, również na mnie.
Dostaliśmy wówczas wpis do książeczki o rejsie na pełnym morzu. Jacht stał
w basenie jachtowym w Gdyni i tam zaokrętowaliśmy. Pod wodzą dwóch
doświadczonych sterników morskich w tym kobiety, pod wiatr, przy stanie
morza 6 stopni w skali Beauforta, wypłynęliśmy do Pleniewa za Gdańskiem.
Fala duża, jacht „miękki”- później został przebudowany - a ja przebywałem
przeważnie na zawietrznej, wypatrując w „przerwach” zbawczej przystani.
Podholowani z Pleniewa do Tczewa, czekaliśmy na przystani przed mostem na
okazję podczepienia. Pani sternik wypożyczyła się tylko na morski odcinek.
Ryzykując wszystko, kapitan na zdychającym silniku odbił od brzegu w Tczewie
na widok holowanych barek. Silniczek słaby więc po linii prostej zbliżyliśmy się
do nich i rozpaczliwie, prawie wyjąc, poprosiliśmy o zaczepienie holu bo właśnie
zgasł silnik. Człowiek przyglądający się przez chwilę naszym kaskaderskim
manewrom, spokojnie przeszedł burtą barki i flegmatycznie chwycił cumę.
Holownik zwolnił i lina została zacumowana na rufie barki. Udało się. Zamieniliśmy
się na kilka dni w flisaków, podziwiając piękno krajobrazu, zwłaszcza porannego.
Barki płynęły tylko w dzień i ruszały wczesnym świtem. Gościliśmy często
u sympatycznych właścicieli barki którzy nie mieli pretensji do kaskaderskich
wyczynów i pomysłów kapitana pracownika UMK, doktora habilitowanego,
który na czas holowania opuścił korab i pojechał na bardzo ważną konferencję
naukową. Szczęśliwie dopłynęliśmy do Bydgoszczy i oddaliśmy łajbę w inne ręce.
Jacht pływał jeszcze przez wiele lat a może jeszcze pływa. Ten przydługi wstęp
tłumaczy trochę dlaczego jestem fanem szant i piosenki żeglarskiej i po zachęcie
medialnej o imprezie ruszyłem do Gdańska.
B
altic Sail Gdańsk
to barwny żeglarski festiwal w sercu Starego Miasta:
regaty, parady,
koncerty szantowe, niepowtarzalna okazja do zwiedzania
jachtów, kontaktu z żeglarzami i przyjrzenia się z bliska tradycjom życia
pod żaglami. Program tego żeglarskiego zlotu....
I przedstawiam deszczowy
reportaż z 11.07.2008 w trakcie trwania Baltic Sail. W Marinie trochę jachtów
i wokół pustawo
. Regaty raczej nie do oglądu a
Baltic Sail tylko dla małych
jednostek i nic się nie zmieniło od 2006 r. Pisze żeglarz na forum Trójmiasto:
Piszę w imieniu załogi jedynego dużego żaglowca który wziął udział
w tegorocznym Baltic Sail. Zostali zacumowani w Nowym Porcie przy
kapitanacie portu i na tym skończył się ich udział w
Gdańskiej imprezie. (2006)
Inny cytat z Forum Dawny Gdańsk: Stary, historyczny port gdański nad Motławą
jest niedostępny nawet dla średniej wielkości żaglowców. Wąskie gardło
stanowi dla nich płycizna przy wyspie Ołowianka. Podczas Zlotu Baltic Sail
Gdańsk 2006, zakończonego w niedzielę, piękny niemiecki bryg
"Roald Amundsen" musiał zostać przy nabrzeżu Ziółkowskiego w Nowym
Porcie. Brak większych żaglowców na Motławie znaczne pomniejszył
atrakcyjność tegorocznego zlotu.
I w tym roku niestety również. Poniżej żaglowiec.
 

 
Zamiast pogłębić Motławę, władze miasta mają pomysł typowy dla szczurów
lądowych. Chcą wybudować kładkę do dawnej Ołowianki - dzisiaj wielkiego
Centrum Muzyczno - Kongresowego. Dlaczego żaglowiec nie mógł wpłynąć a Sołdek”, 
duży statek i cumuje przy spichrzach Muzeum Morskiego? Ograniczenie ruchu
jachtów przez kładkę, nawet zwodzoną, zupełnie pozbawi Gdańsk atrakcyjności
portu. Będzie to drugorzędna przystań dla motorówek.
Ruszającą z przed Złotej Bramy paradę przebierańców morsko - kuglarskich
rozpędziła ulewa. Schowałem się pod parasolem w ogródku herbaciarni i fotografowałem
ulicę Długą w deszczu. Uczestnikom parady humor dopisywał mimo ulewy. Koncert szant
odbywał się częściowo też w deszczu. Zawsze muszę się tłumaczyć dlaczego koncert
szant ma tytuł „Pod Żurawiem”, a my gramy koło fontanny Neptuna, lub pod
ratuszem i dlaczego gdy
zaczynamy koncert zaczyna lać, skarżył się ktoś z zespołu
szantymenów. Pod dachem innego ogródka, przy piwie Port(er), wysłuchałem kilku szant.
Ale plusk deszczu, głośne rozmowy i brak charyzmatycznego „Poręby” zniechęcił mnie
do koncertu. Sceneria z podglądem na jakąkolwiek wodę, byle nie kapiącą z nieba,
byłaby lepszą scenerią do słuchania żeglarskich piosenek. Niestety, klimat naszego
Wybrzeża to nie pogoda Wysp Karaibskich.
W czasach odległych zeszłego wieku, tuż po wojnie, w pierwszych trzech klasach szkoły
podstawowej chodziłem do prywatnej szkoły w mieszkaniu w pięknej secesyjnej kamienicy
przy ul. Grunwaldzkiej w Sopocie. Po lekcjach szliśmy z Tomkiem Zydlerem na bardzo
bliską plażę niedaleko dzisiejszego Muzeum Sopotu. I tam snuliśmy plany zostania
marynarzami, przekrzykując hałas jesiennych sztormowych bałwanów. Ojciec
Tomka, Mieczysław Zydler, znany pisarz, jeden z założycieli Związku Literatów
okręgu gdańskiego znał moją mamę. Spacerował po plaży jak pirat z powieści
„Wyspa skarbów”
skrzypiąc i kołysząc się z powodu protezy, stracił nogę podczas
wojny. Przypadkowe spotkania na plaży już dużo później, z mamą której
towarzyszyłem na spacerze, zawsze kończyły się miłą pogawędką. Przed wojną był
znanym żeglarzem i Tomek poszedł w ślady ojca. Wsławił się opłynięciem 26 marca
1973 r. Cape Horn na jachcie "Konstanty Maciejewicz". Należy więc do sławnego
Bractwa Kaphornowców. I zdjęcie jachtu z portalu Bractwa.
 

 
Na portalu żeglarskim „Sail - ho!” pełniejsze informacje i zdjęcie kapitana.
Tomasz Zydler w Polsce znany jest z rejsu jachtem Konstanty Maciejewicz,
gdzie polska załoga pierwszy raz opłynęła Horn z zachodu na wschód.
Załoga bardzo, jak na ówczesne obyczaje, młoda. Kpt. Zydler zszedł na ląd
w Kilonii, nie chcąc wracać do kraju pod rządami komunistów, by móc
żeglować nadal po morzach i oceanach. Co czyni do dziś.
Ja też poszedłem w ślady ojca i zostałem fotografem. Moje (-) 5,5 dioptrii w tym
fachu nie przeszkodziły. Tomasz Zydler po rozmaitych kolejach losu nie ukończył
ogólniaka. Dwa lata później po mnie, w 1960 roku kończył to samo Technikum
Sztuk Plastycznych w Orłowie ze specjalnością fotografii. I studiował na Uniwersytecie
w Łodzi, anglistykę. To z informacji które uzyskałem podczas przypadkowego
spotkania w Toruniu na Juwenaliach. Google wyszukały na hasło Tomasz Zydler
a właściwie Tom Z. mnóstwo przewodników żeglarskich po wodach wybrzeży
Georgii, Panamy i innych w rozmaitych tłumaczeniach. Autorstwa już nie Tomasza
a Toma i jego żony Nancy. link tutaj
 
          

 

Redakcja „Jachtingu” przyznała nagrody w konkursie Jachtsmena Roku 2007.
W kategorii Żeglarz Polonijny wygrał Tom Zydler, autor wielu cenionych
na świecie
przewodników żeglarskich. I reklama Sea Angel, jachtu do wyczarterowania
pod dowództwem kapitana Toma Zydlera. Tom na pokładzie z żoną i piękne wnętrza
luksusowego jachtu, zachęcające do spędzenia wakacji na wodach Wysp Dziewiczych.
 

 
Słońce na Karaibach świeci przeciętnie 12 godzin na dobę. Klimat jest bardzo
łagodny: dzienne temperatury są stałe przez cały rok i wynoszą średnio 27°C
z tolerancją ±3°C w najchłodniejszych i najcieplejszych miesiącach roku.
Sezon żeglarski trwa tutaj nieprzerwanie przez cały rok. Jedyną różnicę pomiędzy
latem a zimą stanowi poziom opadów. Okres pomiędzy grudniem i majem
jest porą suchą. Pozostały okres, to pora deszczowa. Jednak także wtedy
(podczas europejskiego lata) warunki są tutaj również idealne.

Czyżby tam na Wyspach Dziewiczych była ta keja? Na plaży sopockiej w miejscu
gdzie byliśmy dawno temu jako dzieci, jest kawiarnia ze sztucznymi palmami. Prawie
przy brzegu, tego samego o który wściekle waliły fale wczesnego, jesiennego sztormu,
gdy planowaliśmy z Tomkiem nasze życiowe marzenia.
……………………………………………………  

   
 
  1> 2> 3> 4> 5> 6> 7> 8> 9> 10> 11> 12> 13> 14> 15> 16> 17> 18> 19> 20> 21> 22> 23> 24> 25>
 
26> 27> 28> 29> 30> 31> 32> 33> 34> 35> 36> 37> 38> 39> 40> 41> 42> 43> 44> 45> 46>| 47>> cd.